Tak to już bywa. 327 wyświetleń i tylko jeden komentarz. Rozdział 3 nie pojawi się dopóki rozdział 2 nie osiągnie conajmniej 5 komentarzy. Komentarze naprawde bardzo nas motywują
Twitter:
@laura70200
@avebieberking
Tak to już bywa. 327 wyświetleń i tylko jeden komentarz. Rozdział 3 nie pojawi się dopóki rozdział 2 nie osiągnie conajmniej 5 komentarzy. Komentarze naprawde bardzo nas motywują
Twitter:
@laura70200
@avebieberking
JUSTIN'S POV
Ta suka Jennifer znowu wystawiła mnie do wiatru. Pisała mi, że na sto procent przyjdzie bo ma na mnie ogromną chcice. Dziwka. Jeżeli ma zamiar tak ze mną grać to nie mam dla niej czasu. Jest dużo innych dziewczyn w Londynie, które nie mogą mi się oprzeć. W każdym bądź razie czekałem już na nią 30 minut. Więcej nie będę. To było i tak 30 minut za dużo. Strata czasu. Schowałem dłonie w kieszenie gdyż wiał silny wiatr. Czułem jak pojedyńcze krople deszczu spadają mi na twarz. Londyn jest deszczowym miastem, nie da sie tego ukryć. Założyłem kaptur od bluzy i szedłem w strone domu.
Wszedłem w boczną uliczke i zobaczyłem 3 facetów szarpiących małą, chudą postać. To była Ariana, ta księżniczka która chodzi do nas do szkoły. Nie będe czekał aż ją potną i przerobią na kostki do gry. Znam tych 3 typków bardzo dobrze. Bracia Jill Joe i Jack. Strasznie ciągnie ich do królewskich skarbów już od 10 lat. Służa dla takiego jednego mafiozy. Nie pamiętam jego imienia i szczerze mało mnie ono interesuje. W tym momencie interesowała mnie tylko Ariana i jej bezpieczeństwo.
- Ej! Wasza wysokość chyba dała wam rozkaz by ją puścić. - podbiegłem do nich i splujnąłem obok buta jednego z braci.
- Prosze, Prosze, Prosze. Kogo my tu mamy? Wybawca Wielki Kozak Bieber? - zasmiał się Jill. Nie mam zamiaru i nie będę się z nimi bawił. Wyciągnąłem nóż i wbiłem go Jillowi w plecy. Z wielkim jękiem padł na podłoge i skulił się. Joe puścił Ariane, a ona upadła i wypuściła torebke. Z Jackiem pociągnęli brata do samochodu stojącego za budynkiem. Musieli ją śledzić od dłuższego czasu. Wiedzieli że tu będzie. Ona nie jest bezpieczna.
ARIANA'S POV
- Dzieki. - wymamrotałam - ale ranienie go nie było konieczne.
- wolałabyś skończyć jako kostki do gry jakiegos mafiozy? - mruknął. Nie odezwałam się. Podniosłam moja torebke i pozbierałam porozrzucane rzeczy z chodnika. -zaprowadze Cie do domu. Nie jesteś tu bezpieczna- zaproponował bardziej uprzejmie. Przytaknęłam. Nie chciałam więcej takich sytuacji a bądź co bądź on mnie uratował. Miałam u niego dług wdzięczności. Czyżby martwił się o mnie? Czy chce po prostu wpisać mnie na długą liste dziewczyn, z którymi spał? Bynajmniej tak mówią plotki. Babcia mówi że w plotki nie można wierzyć. Prawde zawsze zna tylko osoba która padła ofiarą plotki.
Justin, bo z tego co pamiętam tak nazywa się ten chłopak, Pomógł mi zebrać wszystko i odprowadził pod bramy pałacu. Dziękując mu jeszcze raz cmocknęłam go w policzek. Uśmiechnął się.
- To był napewno ciężki dzień dla Ciebie. Przyda Ci sie też dodatkowa ochrona. - stwierdził.
- skoro tak to napewno coś da się załatwić. - uśmiechnęłam się. Pożegnał się i poszedł swoją drogą. Po chwili zniknął w ciemnej uliczce za pałacem.
Skrywał w sobie tajemnice. Musiałam ją odkryć.
ARIANA'S POV:
Siedziałam na lotnisku, denerwując się z każdą chwilą coraz bardziej. Mój chłopak Ryan właśnie za chwilę miał wylądować. Nie widziałam go przez 3 tygodnie, gdyż poleciał na urlop do Kalifornii z rodzicami. Co najgorsze przez cały ten czas musiałam siedzieć w domu, ponieważ moja przyjaciółka Susanne również zniknęła na ten czas, tłumacząc mi to tym, że leci odwiedzić swoją babcie w NY. Ufałam jej i Ryan'owi więc żadne zagrywki nie wchodziły w grę. Po 10 minutach przekładania swojego telefonu z lewej ręki do prawej zauważyłam, że jego samolot wylądował.
-Wreszcie- powiedziałam sama do siebie i podbiegłam do wyjścia, przez które zaraz miałam ujrzeć Ryan'a.
- HEJ SKARBIE!- usłyszałam męski głos i od razu wiedziałam kto to.
-Ryan!- rzuciłam mu się na szyje i już po chwili byliśmy zaciśnięci w niedźwiedzim uścisku.
-Jak było na urlopie?- zapytałam.
-Ymm.. w porządku.- odpowiedział obojętnie po czym złapał moją rękę i zaczęliśmy iść w stronę limuzyny, która miała zawieźć nas prosto do jego domu. Nie zadawałam więcej pytań. Skoro nie chciał mi nic więcej powiedzieć nie naciskałam.
- Nawet nie wiesz jak bardzo nudziło mi się bez Ciebie przez te 3 tygodnie. Praktycznie codziennie szkoła i szkoła a po szkole jazda konna, taniec, śpiew francuski, tenis, żadnej wolnej chwili. Po tych zajęciach zazwyczaj chodziłam z rodzicami na wywiady i przechadzki po mieście a gdy wracaliśmy modliłam się żeby babcia nie wyprawiła kolejnej nudnej domówki dla bogaczy jak to ma w zwyczaju. -powiedziałam do Ryan'a w momencie kiedy jechaliśmy już limuzyną.
-A Susanne?- spytał z dziwnym podrygiem w gardle, jakby się denerwował.
-Wyleciała dzień po twoim wyjeździe do babci w Nowym Yorku. -odpowiedziałam, czując coraz dziwniejszą atmosferę. Nie dopuszczałam do siebie myśli że mógł coś ukrywać.
- Ah no tak... Faktycznie, wspominała mi o tym.
Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Ja patrząc przez okno zastanawiałam się dlaczego Ryan się tak dziwnie zachowuje. Nie widział mnie przez 3 tygodnie a jedyny miły gest to złapanie mojej ręki i przytulenie mnie? Dziwne... Susanne nie odbierała moich telefonów i nie odpisywała na SMS-y, co zdarza jej się raz na rok kiedy telefon jej się rozładuje. W jej wypadku to naprawde dziwne. Wiele osób uważa, że jest uzależniona od telefonu.
Kiedy dojechaliśmy do domu Ryan'a, on zwrócił się do kierowcy z prośbą, aby ten odwiózł mnie do domu.
-Co?! Ale dlaczego?- zapytałam, zdenerwowana całą sytuacją. -Dopiero wróciłeś i już mnie spławiasz? Czekałam na Ciebie 3 tygodnie żebyś ty teraz mnie odprawiał do domu?
-Ariana.... Przepraszam, ale mam masę problemów i spraw na głowie. Zadzwonię, gdy będę miał czas się spotkać.
-Ohh tak? Pójdę sama. Nie potrzeba mi żadnej podwózki. Spotania z tobą gdy masz taki chumor też nie. Ale dzięki. Cześć. -odpowiedziałam i wyszłam tak szybko z jego posesji na ile pozwalały mi moje szpilki.
- Jest listopadowy dzień, jest zimno i ciemno, a ja idę sama przez park. Do tego chłopak mnie wystawił, przyjaciółka nie kontaktuje się ze mną. No świetnie. - mówie pod nosem. Czasem mówie sama do siebie ale staram się to opanować.
Idąc wzdłuż wąskiej ścieżki, wydawało mi się że robiło się coraz ciemniej. Po chwili usłyszałam jakieś głosy, lecz szłam dalej. Pomyślałam sobie, że to pewnie drzewa szumią we wietrze.
-Halo, halo. Śpieszy się gdzieś księżniczce?- zapytał mroczny głos za mną przez co się zlękłam, lecz nadal szłam przed siebie. Niemożliwe żeby jakiś paparazzi mnie rozpoznał. Miałam na sobie ciemne okulary i kaptur z kurtki.
-Nie słyszałaś, że kolega zadał Ci pytanie?-przede mną wyłoniło się jakby spod ziemi dwóch innych, tęgich mężczyzn.
-Proszę, dajcie mi spokój. Chcę tylko spokojnie wrócić do domu. Nie róbcie sobie problemów.- zaczęłam iść powoli ale subtelnie żeby pokazać im, że się nie boję. Co było kompletnym kłamstwem.
- Nie tak szybko, królewienko. Najpierw oddasz nam swoją torebkę, a najlepiej całą siebie. -powiedział jeden z nich i złapał mnie za ramiona.
Zaczęłam płakać i krzyczeć, prosząc o pomoc.
-Proszę zostawcie mnie!! POMOCY!!- krzyczałam na ile pozwalało mi gardło, lecz wydawało mi się jakby to wszystko było tłumione moim płaczem. Na dodatek chwycil on moje biodra mocno tak że nie mogłam się ruszyć i zasłonił silną dłonią usta. Stłumił mój krzyk do konca. Bałam się jak nigdy.
Pieprzony Ryan- pomyślałam.