wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 7 - żegnaj Jennifer




ARIANA'S POV:

Kiedy Justin wyszedł z mojego pokoju, zastanawiałam się nadal nad jego zachowaniem, ale również nad moim. Skąd tyle o mnie wiedział skoro nigdy wcześniej się nie widywaliśmy i rozmawialiśmy? I dlaczego go przytuliłam? Dlaczego nadal w głowie miałam jego piękny, szczery uśmiech i jego brązowe tęczówki? Kiedy zorientowałam się, że rozmyślam o chłopaku, ogarnęłam swoje myśli i postanowiłam wyjść z łóżka i przygotować się do wyjścia z Justinem. Wychodząc z łózka, odłożyłam mojego laptopa na szafkę nocną i zauważyłam mój telefon. Postanowiłam jeszcze raz przeanalizować zdjęcie Ryan'a i Susanne.
-Pa, pa Ryan. -powiedziałam sama do siebie kiedy usunęłam każde jego i jej zdjęcie z mojego iPhone'a. Przeglądając stare zdjęcia i SMS-y zaczęłam wspominać wszystko. Moim oczom ukazało się zdjęcie Ryan'a kiedy przytula się ze mną a w tle jest zamek w Disneylandzie. Pamiętam kiedy zabrał mnie tam miesiąc po tym jak zaczęliśmy być ze sobą. Łza zakręciła się w moim oku. Bardzo kochałam Disneyland i było to chyba najlepsze miejsce jakie zdążyłam odwiedzić, a uwierzcie jako wnuczka królowej byłam wszędzie. Kiedy skończyłam usuwać wszystkie wspomnienia po nich postanowiłam, że się odświeżę i ubiorę a potem zejdę na śniadanie. Szybkim krokiem podeszłam do garderoby i chwyciłam parę jeansów i koszulę w kratę. Postanowiłam, że ubiorę się wygodnie, luźno i zarazem elegancko- tak jak proponował Justin. Nadal zastanawiałam się jakich ochroniarzy zabrać ze sobą. Nie chciałam z Nimi wszędzie chodzić ale niestety musiałam. Nie było innego wyjścia. Już raz wracałam sama, nocą i zostałam zaatakowana. Bóg jeden wie co by się ze mną stało, gdyby nie pomógł mi wtedy brązowooki. Zarzuciłam sobie ciuchy na ramię i poszłam do mojej łazienki. Postanowiłam, że umyje jeszcze włosy przed wyjściem. Po zrobieniu tego wysuszyłam je i zakręciłam lekkie loki na końcu, ubrałam się i lekko pomalowałam. Zbiegając po marmurowych schodach w dół, weszłam do jadalni gdzie każdy z mojej rodziny już jadł swoją porcję śniadania. Wyobraźcie sobie ich wzrok rzucony na mnie kiedy weszłam. Dość, że się spóźniłam -co się nigdy nie zdarzało to jeszcze od ponad 4 lat nie byłam ubrana tak jak dziś. Pewnie ciekawicie się skąd mam takie ciuchy, takie „zwykłe” ciuchy. Otóż to. Kiedy jeszcze przyjaźniłam się z Susanne lubiłyśmy chodzić razem po centrach handlowych i często coś tam kupowałam i chowałam do szafy nie mając okazji to założenia tego.
-Dzień dobry wszystkim. -powiedziałam i usiadłam po prawej stronie mojej babci.
-Dzień dobry. Czy wytłumaczysz Nam swój strój, Ariano? -spytała babcia bardzo poważnym tonem.
-Ah... Postanowiłam, że zacznę się ubierać tak aby było mi wygodnie. Mam dość tych obszernych spódnic na co dzień. Nie da się w nich nic robić. Przepraszam babciu ale niestety, mam już 18 lat i muszę wyznaczyć swój własny styl. Nie mogę ciągle chodzić w tych balowych sukniach i czuć się w nich komfortowo. Postanowiłam, że od dziś wszystko się zmienia. -powiedziałam i widziałam, że wszyscy patrzą się na mnie z szeroko otwartymi oczami a ich szczęki praktycznie dotykały podłogi. „Wszyscy” oczywiście bez mojego ojca. Znów go nie było. Niby byłam do tego przyzwyczajona ale za każdym razem było mi smutno. Dlaczego nigdy go nie było? Dlaczego ze wszystkim muszę radzić sobie praktycznie sama? Potrzebuję tej nadopiekuńczości ojca i jego surowej ręki do pewnych spraw. Ale niestety o tym mogłam sobie tylko pomarzyć. Moje życie nie było takie wspaniałe jak by się wydawało na pierwszy rzut oka. Od małego miałam narzucane zachowanie, ubrania, sposób spędzania czasu a nawet swój własny charakter. Postanowiłam, że muszę coś zmienić. To nie byłam ja.
-A i jeszcze jedno. Dziś o 14 wychodzę i zabieram ze sobą Steve'a. Jeden ochroniarz mi wystarczy, ponieważ nie będę sama. Dzisiejszy tenis odwołam i zaliczę tą lekcję w przyszłym tygodniu. -powiedziałam i w głębi duszy modliłam się o to żeby nie zaczęli mi wytykać i krzyczeć na mnie. Lecz to co usłyszałam przeszło moje wszystkie granicę marzeń. Moja babcia wstała wraz z mamą i stanęły koło mnie. Ja nie wiedząc o co chodzi wstałam z miejsca i już po chwili stałam w uścisku mojej babci i mamy. To był dla mnie kompletny szok. Babcia była dla mnie zawsze bardzo surowa, a jeśli już rozmawiałyśmy to na temat ważnych imprez organizowanych w naszym królestwie lub innych występach przed kamerami. Nigdy nic więcej a dzisiaj moja babcia mnie przytulała po tym jak lekko się „zbuntowałam”.
-Jestem w szoku, ale również jestem z Ciebie dumna. To nie jest tak, że myślałam że zawsze będziesz tą „grzeczną” wnuczką babci, chodzącą w ogromnych sukienkach z wyprostowanymi plecami. Wiedziałam razem z twoją matką, że pewnego dnia staniesz przed nami w zwykłych jeansach i trampkach i oznajmiasz, że wychodzisz. Cieszę się, że przynajmniej nie muszę namawiać Cię do zabrania ze sobą ochroniarza. Musisz go mieć zawsze ze sobą, ponieważ nie wiadomo czy jakiś psychiczny człowiek, który chce zaszkodzić Nam nie zrobi Ci krzywdy. Jesteś dla mnie, Ariano bardzo ważna i musisz o tym pamiętać, że zawsze Cię zaakceptuje, tylko proszę nie zmieniaj się całkowicie. Jesteś wspaniałą osobą i wiem, że trudno jest Ci być wnuczką samej królowej ale pamiętaj, że ma to jakieś plusy. -moja babcia wypowiadając te słowa, jeszcze mocniej mnie przytuliła do piersi, a tymczasem moja mama stała obok Nas i wpatrywała się.
-Wow, nigdy bym nie pomyślała, że to będzie tak łatwe. Nie zmienię się babciu całkowicie. Nadal będą „wnuczką Anglii” i nie zamierzam tego zmieniać. Dobrze wiesz, że kocham moje sukienki ale raczej nie pasują do zwykłego wyjścia na miasto. -powiedziałam, lekko się śmiejąc.
-Oh wiem. Pamiętam kiedy to twoja mama oznajmiła mi, że chcę ubierać się tak jak ona chce i chce się spotykać z kim ona sobie życzy. Była o rok młodsza od Ciebie, ale tak samo jak ją zaakceptowałam, zaakceptuje i Ciebie. -powiedziała babcia i wskazała Nam abyśmy usiadły przy stole i dokończyły śniadanie. Kiwnęłam lekko głową i rzucając ostatni uśmiech mojej mamie i babci zaczęłam jeść.
Po krótkiej chwili postanowiłam zadać mamie pytanie.
-Gdzie jest tata?
-Musiał wyjść o 6 rano. Jest na jakimś ważnym spotkaniu, a potem ma wywiad dla telewizji. Wróci późno. -powiedziała mama i zaczęła kończyć swoje śniadanie. W jej głosie mogło się usłyszeć jak łamie się jej głos ze smutku. Było mi przykro. Moja mama z ojcem nie spędzali ze sobą praktycznie wcale czasu. Nigdy nie mieli przerwy. Kiedy skończyłam śniadanie pożegnałam się z rodziną i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zastanawiałam się nad tym co stało się tam, w jadalni. Czy moja surowa babcia właśnie stała się kochaną babcią jakiej potrzebowałam i pozwoliła mi żyć-chociaż w połowie- własnym życiem? Nie mogłam opisać swojej radości z tego powodu, ale nadal przejmowałam się mamą. Widziałam, że cierpi przez mojego ojca, a ja musiałam z tym coś zrobić. Co jeśli ich małżeństwo się rozsypie, a rodzina królewska się rozleci? To nie tylko na mnie by się odbiło, ale również na państwie i ludziach. Nie mogłam na to pozwolić.


JUSTIN'S POV:

Idąc w stronę drzwi wejściowych domu Jennifer, powtarzałem ciągle w głowie sobie słowa jakie chcę jej przekazać. Chciałem krótko i na temat oznajmić jej, że kończę naszą „znajomość” i ma już nigdy nie pakować swojej dupy do mojego łóżka. Podchodząc pod drzwi, zadzwoniłem dzwonkiem i już po chwili ukazała się przede mną sylwetka dziewczyny. Kiedy zorientowała się kto przed nią stoi, rzuciła mi się na szyje.
-Jai!!! -krzyknęła. Nienawidziłem tego przezwiska.
-Odejdź ode mnie. -ryknąłem i lekko odepchnąłem ją od siebie. -Nie dotykaj mnie. Przyszedłem Ci tylko oznajmić, że zakańczam naszą znajomość. Ha.. „znajomość” chciałem powiedzieć, że już nigdy nie wpakujesz swojej dupy do mojego łóżka i już nigdy nie będziesz krzyczała mojego imienia. -powiedziałem i już nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. Ta suka stała tam i patrzyła się na mnie jakby zobaczyła ducha. Zgięły ją moje słowa i to było widać na pierwszy rzut oka. Czy ona była na tyle głupia, że myślała że pozwolę sobie na to by się z nią nadal pieprzyć po tym jak stanęła w obronie jakiegoś dupka. To było żałosne. W sumie to nawet współczułem facetowi. Jego laska będąc z Nim nadal chciała ze mną uprawiać sex. To chore, ale od zawsze wiedziałem, że Jennifer to skończona idiotka. Kiedy ją poznałem stała na ulicy świecąc cyckami przed przejeżdżającymi autami.
-Co? Jai! Ale jak to? Nie możesz mnie zostawić. -powiedziała.
-Zostawić? Nawet nie byliśmy razem poza tym masz chłopaka. A i chyba nie widziałaś mnie kiedy stałem za żywopłotem i widziałem jak się wdzięczyłaś do Butlera. -prychnąłem w jej stronę i już chciałem odejść kiedy ona rzuciła się z rękoma na mój kark. -Co ty do cholery robisz? Zostaw mnie! -krzyknąłem w jej stronę, ale ona zaczęła mnie całować.
-Wiem Justin, że nie chcesz tego zrobić. Nie chce ze mną skończyć. Powiedzmy sobie szczerze, z żadną laską nie było Ci tak dobrze jak ze mną. -zaczęła mówić szeptem do mojego ucha, a ja tylko zaśmiałem się na jej słowa. W innej sytuacji poddałbym się jej urokom i pewnie wylądowalibyśmy w jej łóżku. Ale nie dziś, byłem zdeterminowany żeby z nią skończyć, poza tym miałem spotkanie o 14 i nie mogłem wystawić Ariany. Postanowiłem, że pobawię się trochę z Jennifer i zacząłem jeździć moimi rękoma po jej biodrach.
-Oh tak Jenn, to Ci przyznam byłaś najbardziej łatwowierną dziwką jaką kiedykolwiek spotkałem. -powiedziałem jej szeptem do ucha tak jak to ona zrobiła wcześniej i zaśmiałem się. -Nie bądź naiwna i idź do swojego „chłoptasia” i daj sobie ze mną spokój. Nara. -powiedziałem do niej i przerzucając sobie klucze z prawej do lewej ręki odszedłem szybkim ale spokojnym krokiem w stronę auta. Za sobą usłyszałem tylko wiązankę przekleństw ale miałem to gdzieś. Nie raz spotkałem się z takimi słowami i innymi pierdołami. Wsiadłem do mojego auta i postanowiłem, że pojeżdżę trochę po mieście, była dopiero 11:30, ale nie miałem ochoty, aby wracać do domu. Postanowiłem, że pojeżdżę po starszej stronie Londynu, gdzie zazwyczaj jest mały ruch. Odpaliłem silnik i ze schowka w aucie wyciągnąłem papierosa. Odpaliłem go i zaciągnąłem się tytoniem. Kochałem to. Pozwalało mi to zapomnieć o wszystkim i odstresować się. Wolałem papierosy niż narkotyki czy inne tego typu rzeczy. Miałem z nimi do czynienia i już nigdy więcej nie chcę. Tak, przyznam to piękny stan kiedy masz zwidy, ściany się ruszają, masz wrzucony pełny luz i nie przejmujesz się niczym. Ale to uzależnia. Cholernie trudno było mi wydostać się z narkotyków, ale pomogli mi w tym kumple, których jeszcze wtedy miałem. Kiedy pokłóciłem się z moim najlepszym przyjacielem, oni jak zapatrzeni w niego, odeszli razem z Nim.
-Cholerne fałszywce. -powiedziałem sam do siebie i akurat zatrzymałem się na czerwonym świetle. Zastanawiałem się jak minie popołudniowe spotkanie z Arianą. Nie należałem do jej świata i w ogóle nie powinienem w niego ingerować. Co jeśli ją zbuntuje lub co gorsza zranię? Nie chcę tego. Musze mieć się na baczności, bo jeśli coś schrzanię.....Sam nie wiem, w ogóle dlaczego o niej myślałem? Ostatni raz tak dużo rozważałem na temat jakieś dziewczyny, kiedy byłem jeszcze z Carly.
-Suka. -podpowiedział mój głos w głowie i akurat zapaliło się zielone światło. Ruszyłem z piskiem opon, nie myśląc już o niczym. Wywaliłem spalonego papierosa za okno i skręciłem w wąską uliczkę. Stara część Londynu była niby biedna, lecz według mnie magiczna. Zawsze uwielbiałem tu przyjeżdżać i rozmyślać. Było tu tak spokojnie, nie było żadnych gangów tylko spokojni starcy, żyjący tu praktycznie od zawsze. Podwórka były zadbane jak i domy, lecz nie odziewały się w bogactwo. To mi się podobało. Uwierzcie mi, bycie bogatym nie jest idealne. Od małego wychowują Cię, że wszyscy, którzy mają mniej pieniędzy są gorsi, od dzieciństwa wymagają od Ciebie wykształcenia prawie, że najwyższego abyś jak najszybciej mógł prowadzić rodzinny interes. Odkąd pamiętam mój ojciec nie przytulił mnie ani razu. Nawet nie wiem czy we wczesnym dzieciństwie się to zdarzyło. Czasem, gdy rozmyślam o tym wszystkim w taki sposób, żałuję, że nie jestem tym zwykłym człowiekiem, robiącym zakupy w zwykłym sklepie, chodzący w zwykłych ciuchach i żyjący zwykłym życiem. Oczywiście nie mogłem narzekać na dobra materialne ale te uczuciowe już tak. Ich praktycznie nie było. Po półtora godzinnym jeżdżeniu w kółko postanowiłem, że pojadę jeszcze zatankować i pojadę po Arianę.

RYAN'S POV:
-Susanne, zbieraj się! -krzyknąłem w stronę mojej obecnej dziewczyny.
-No już, już...Jeszcze chwilkę. -odkrzyknęła i już po chwili stała z walizką w ręku. -Jestem gotowa!
-To super, chodźmy. -zabierałem Susanne na „wakacje”. Zbliżała się zima, więc bałem się, że potem loty będą często odwoływane z powodu śniegu itd... Postanowiłem, że wylecimy na tydzień do Miami. Stosunkowo dawno tam nie byłem. Ostatni raz byłem tam z Arianą- moją byłą. Bogu dzięki, że mam ją już z głowy. Zawsze była taka „inna”. Miała kasy jak lodu ale nie lubiła się z tym obchodzić. Cholera, ona była wnuczką królowej ale i tak uważała się za zwykłą nastolatkę. Snobka. Będąc z Nią liczyłem na to, że zdobędę choć trochę sławy, ale ona niezbyt często chodziła na imprezy rodzinne, wywiady i inne tego typu sprawy. Dla mnie to chore być tak obrzydliwie sławny u bogaty i udawać, że jest się zwykły.
-Wsiadaj. -powiedziałem do Susanne i otworzyłem jej tylne drzwi od limuzyny. Podałem nasze walizki kierowcy, aby schował je do bagażnika i sam wsiadłem do pojazdu. -I jak gotowa?
-Tak, strasznie się cieszę! -rzuciła się na mnie i zaczęła się do mnie kleić. Nie lubiłem tego, ale musiałem to znieść. Jej ojciec był dosyć sławnym prawnikiem w Londynie, a ja musiałem w końcu zabłysnąć.
Kiedy jechaliśmy w ciszy na lotnisko zauważyłem dobrze znane mi auto. Tylko jedna osoba w Londynie miała takie. To złote auto było widać z odległości 5 km. To Justin Bieber. Był bogatszy ode mnie i nigdy nie mogłem tego zaakceptować jak taki idiota jak on mógł mieć więcej kasy niż ja. Postanowiłem, że trochę się zabawię i pośledzę naszego pana „idealnego”. Nienawidziłem go. Dla mnie był tylko tępym, bez ambicji dzieciakiem. Nie miał nic lepszego niż mam ja. Nie mam pojęcia co widziały w Nim laski. Nie był ani według mnie przystojny ani czarujący. Powiedziałem kierowcy, aby udał się za tym autem i jechał za Nim w bezpiecznej odległości dopóki nie każe mu jechać na lotnisko. Kierowca tylko przytaknął i wykonał moje polecenie. Po 4 min drogi zorientowałem się na jakiej ulicy jesteśmy. Byliśmy w dzielnicy pałacu Ariany. Czy ten chuj jechał do Niej? Nie, to niemożliwe. On? Czy ona spadła aż to tak niskiego poziomu?
-Ha, ha. Popatrz no popatrz Susanne gdzie nasz pan kochaś się zatrzymał. Przed rezydencją panny Ariany. Ciekawe czy zdążył zaliczyć tą cnotkę. -powiedziałem z jadem w głosie. Susanne nie odezwała się ani słowem tylko spojrzała przez szybę.
-Eh, kobiety. -pomyślałem i kazałem zatrzymać się trochę dalej, aby nas nie zauważyli. Po chwili ujrzałem Biebera wysiadającego ze swojego auta i idącego w stronę drzwi wejściowych pałacu. Byłem wręcz zdziwiony, że straże go wpuścili. Mnie nigdy nie chcieli, no chyba, że Ariana po mnie wyszła. Co tu się do cholery dzieje? Po chwili przyglądania się pustemu wejściu, już miałem zamiar odjechać kiedy moim oczom ukazał się oszałamiający widok. Moja szczęka w tamtym momencie leżała chyba gdzieś na podłodze w limuzynie, a moje oczy wyskoczyły z orbit. Księżniczka Ariana szła pod rękę z samym Justinem Bieberem, ubrana w jeansy i zwykła koszulę. Co do cholery? Parsknąłem sam do siebie i analizowałem obraz przede mną. Ariana wsiadała do auta Biebera i już po chwili ruszyli w stronę drogi głównej. Postanowiłem, że wyśle za Nimi mojego kumpla bo nie zamierzałem spóźnić się na samolot.
-Jedź na lotnisko. -rozkazałem kierowcy, po czym wykonałem jeden telefon mający zapewnić naszym gołąbeczką lekką obserwację.

ARIANA'S POV:
Kiedy zauważyłam, że wybiła 13 godzina na moim zegarze ściennym, postanowiłam, że porozmawiam z babcią i mamą o tym z kim wychodzę i gdzie oraz oznajmię Steve'owi, że dziś wyrusza ze mną na miasto. Zeszłam na dół, gdzie zastałam moją mamę i babcię siedzącą w salonie. Mama grała na pianinie, a babcia bacznie się jej przyglądała. Stanęłam koło mamy i zaczęłam się jej przyglądać. Kochała grać i robiła to pięknie.
-Przepraszam, że przeszkadzam ale przyszłam tylko powiedzieć, że wychodzę za godzinkę na miasto i jak wcześniej mówiłam zabieram Steve'a. Wiecie może gdzie on teraz jest? -spytałam bojąc się trochę, że nagle zmienią decyzję o moim wyjściu.
-Nic się nie stało, kochanie. Steve jest gdzieś z tyłu, kręci się w ogródku. Powinnaś go tam znaleźć. A z kim wychodzisz jeśli mogę wiedzieć? -spytała mama, a ja bałam się jej powiedzieć. Co jeśli zabroni mi wyjścia z Justinem? Ale postanowiłam powiedzieć jej prawdę. Co będzie to będzie.
-Wychodzę z Justinem Bieberem, mamo.
-Oh, rozumiem. Tylko uważajcie na siebie. -odpowiedziała mama i zaczęła nadal grać. Babcia uśmiechnęła się tylko lekko do mamy i do mnie i znów skupiła się na grze mamy. Byłam w szoku. Żadnych kazań, zakazów itd.? Wspaniale! Postanowiłam, że oznajmię jeszcze strażom, aby wpuścili Justina i nie musiał mieć problemów z wejściem tutaj. Podeszłam do drzwi wejściowych i oznajmiłam ich, że mają wpuścić Justina Biebera kiedy tu przybędzie. Za każdym razem, przed każdym wejściem na moją posesję pytali się kto kim jest i po co przybywa. Stąd miałam pewność, że będą wiedzieć, która osoba to Justin. Pobiegłam do góry, zapakowałam do torebki parę najpotrzebniejszych rzeczy, poprawiłam moją fryzurę i założyłam moje szpilki. Narzuciłam na siebie pół pudrowo różowy płaszcz i wybrałam się do ogrodu poszukać Steve'a. Nie było trudno go znaleźć, ponieważ siedział na najbliższej ławce przy wejściu do sadu.
-Hej, Steve! -przywitałam się z nim jak zawsze miło. Był moim ulubionym ochroniarzem jak i doradcą. Traktowałam go jak rodzinę.
-Witam Ariano. Czyżbym miał dziś misję? -spytał a ja zaśmiałam się.
-Tak jakby. Wybieram się za chwilkę na miasto z kolegą, dlatego zabieram tylko Ciebie jednego. Wybieramy się do Starbucks'a więc nie chcę mieć obstawy 100 żołnierzy. -odparłam.
-Haha spokojnie. Nie będę Wam przeszkadzał. Jeśli jedziecie do centrum miasta, do Starbucks'a to dobrze się składa, ponieważ pracuję tam moja znajoma. Ja zajmę się rozmową z Nią, a wy będziecie mieć spokój.
-Bardzo, bardzo dziękuje! -krzyknęłam z radości, że okazał mi tyle zrozumienia i przytuliłam go. -Chodź, pojedziesz czarnym SUV-em mojego taty, okej?
-Jasne. -odparł i już po chwili ruszyliśmy w stronę wejścia głównego pałacu. Steve poszedł do garażu po auto, a ja poszłam jeszcze do domu pożegnać się z mamą i babcią. Wchodząc do jadalni zastałam tylko mamę.
-Wychodzę, mamo. Nie powinnam być późno, a jakbym miała się spóźnić to zadzwonię. -oznajmiłam.
-Dobrze. Uważaj na siebie.-odpowiedziała mi mama.
-Pa. -odkrzyknęłam i ruszyłam w stronę korytarza. Nagły widok Justina stojącego u mnie w salonie i rozmawiającego z moją babcią ledwie co nie zwalił mnie z nóg.
-Hej Justin. -powiedziałam w jego stronę, aby mu pomóc. Moja babcia lubiła przepytywać ludzi, zwłaszcza tych, z którymi się zadaję.
-Witaj. -odpowiedział mi z wielkim i szczerym uśmiechem na ustach.
-Babciu, pozwolisz, że już pójdziemy.
-Tak, oczywiście. Bawcie się dobrze. -odpowiedziała mi babcia, a ja wzrokiem pokazałam Justinowi, aby jak najszybciej stamtąd wyszedł zanim babcia by zmieniła zdanie. Kiedy szliśmy już w stronę drzwi, Justin zaczął chichotać.
-Co Cię tak bawi? -spytałam, zdziwiona jego zachowaniem.
-Nic, kompletnie nic. -odpowiedział i jeszcze raz się zaśmiał kiedy otworzył przede mną drzwi.
-Dziękuje. -kiwnęłam w jego stronę i już po chwili zauważyłem, że Justin użyczył mi swojej ręki.
-Dżentelmen. -pomyślałam sama do siebie.
-Ilu twoich ochroniarzy jedzie z Nami? 10? Czy może 8? -powiedział z wyczuwalnym dogryzem w głosie.
-Hej, nie bądź uszczypliwy.-lekko uderzyłam go w ramię. -Dziś tylko jeden, ponieważ wychodzę z Tobą i niemożliwe żebym została napadnięta.
-Tak to racja i AŁŁ... Będę mieć siniaka po twoim mocnym ciosie. -odparł i już po chwili śmialiśmy się razem. Kiedy dotarliśmy do auta Justina, skinęłam do Steve'a żeby jechał za Nami. Brązowooki otworzył przede mną drzwi od pasażera, po czym usiadł na miejsce kierowcy i już mieliśmy ruszać kiedy zauważyłam coś niepokojącego. Obok mojej bramy wjazdowej- nie głównej, lecz tej dla gości i służby- stała czarna limuzyna. Znałam tą rejestrację.
-Ryan. -powiedziałam po cichu mając nadzieję, że Justin tego nie usłyszy.
-Co? Gdzie? -spytał się chłopak, a ja przeklnęłam się w duchu. Postanowiłam, że nie będę go okłamywać i powiem mu o co chodzi.
-Widzisz tą limuzynę? -kiedy przytaknął kontynuowałam. -To limuzyna Ryan'a. Nie mam pojęcia co planuje, ale wiem, że pewnie wyśle kogoś za Nami. Znam go. Pamiętam jak zobaczył swoją byłą dziewczynę u boku jakiegoś chłopaka i wysłał za Nimi jakiegoś kolegę czy coś, który przeszkadzał im cały dzień. Nienawidzę dupka. Ugh. Przepraszam Justin ale dzisiejszy wyjazd chyba musimy odwołać. Nie chcę żeby on go zniszczył.
-Nie martw się. Żaden dupek nie zepsuje Nam dziś humoru. Jest z Nami twój ochroniarz, więc wystarczy, że powiesz słowo, a każdy w Londynie schowa się do swojego domu. Poza tym jesteś ze mną, a ja mam swoje sposoby na ludzi. Nie przejmuj się. -odparł i dodał mi otuchy.
-Dobrze, dziękuje. -odpowiedziałam i ruszyliśmy w drogę do Starbucks'a. Miałam jednak wielką nadzieję, że Ryan tym razem nie wtrąci się i nie narobi problemów.

wtorek, 16 grudnia 2014

Powiadomienia

Jeżeli chcecie żebym was powiadamiała w sprawie nowego rozdziału i innych info piszcie w komentarzach wasze usery na Twitterze i poproscie o to. Zapisze was sobie i będe zawsze dzień wcześniej dawała info jak i w momencie dodania. Dziekujemy za wspaniale komentarze ! ♡ 

@laura70200

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 6 - Pan Niebezpieczny

~WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM, PROSZE O PRZECZYTANIE~
                                                         miłego czytania :)

ARIANA'S POV:

Kto mógł pukać do mojego okna o tej godzinie? Nie ukrywam, że się bałam ale byłam też ciekawska. Przecież wokół pałacu kręciło się więcej ochroniarzy niż mam włosów na głowie, a poza tym mój pokój znajdował się na 3 piętrze pałacu. Kto był taki sprytny, wdrapał się aż tutaj i ominął ochroniarzy? To niemożliwe. Pewnie się przesłyszałam. Odłożyłam myśli o tym, że ktoś mógł pukać w moje okno balkonowe i ułożyłam się do spania. Wiedziałam, że nie zasnę ale wolałam leżeć niż siedzieć i patrzeć na ścianę naprzeciw.

*puk, puk*
Znów usłyszałam dosyć głośne pukanie o szkło. Tym razem wstałam i zapaliłam światło w moim całym pokoju i chwyciłam pierwszą lepszą rzecz jaka przyszła mi do głowy- moją rakietę tenisową. Chwyciwszy ją podeszłam powoli do balkonowych drzwi i uchyliłam lekko zasłonę. To co zobaczyłam przeszło moje wszystkie granice wyobrażenia. Na balkonie, oparty o barierkę stał nie kto inny jak Justin Bieber, palący papierosa i uśmiechający się jakby sam do siebie. Szybkim ruchem otworzyłam drzwi balkonowe i półgłosem krzyknęłam
-Co ty tutaj robisz?! Jak w ogóle się tutaj dostałeś, że nikt cię nie zauważył? Poza tym wiesz, która jest godzina? Jeszcze niedawno temu kazałeś mi się odpieprzyć, w tym momencie powinnam wołać wszystkie straże i kazać Cię wyprowadzić oraz narobić Ci wiele problemów. Nie powinieneś tutaj być.
-Ło, ło, ło shawty uspokój się bo ci śliny zabraknie jak będziesz tak dużo mówić. -odpowiedział swoim chrypliwym głosem, jednocześnie zadeptując niedopałek.
-Nie mów tak do mnie. Czego chcesz, Bieber? -powiedziałam z jadem w głosie, próbując się nie rozpłakać. Przypomniało mi się jak którejś nocy na tym samym balkonie stałam z Ryan'em i on spytał się mnie o chodzenie. Niczym Romeo i Julia tylko w innej wersji, prawda? Wtedy myślałam, że to romantyczne ale teraz uważam, że to było przereklamowane.
-Mmhh... Czego chcę? No wiesz, skoro już tutaj jestem to moglibyśmy pogadać? -powiedział, a ja mogłam zauważyć że lekko łamie mu się głos.

Czy Justin Bieber żałował swoich słów? Czy chciał mnie przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie? Czy może przyszedł tutaj dla zabawy, aby jeszcze trochę mi dowalić? Przez dłuższy czas patrzyłam się na niego, śledząc jego wzrok. Był wszędzie, skupiał się na każdym elemencie podwórka, balkonu tylko nie na mnie. Rozluźniłam ramiona i postanowiłam dać mu szansę na wytłumaczenie czy cokolwiek, co chciał mi przekazać.
-Eh, no dobrze. Masz parę minut, nie więcej. Dzisiaj nie miałam zbyt fajnego dnia więc jeśli chcesz znowu powiedzieć, że mam się odpieprzyć to możesz sobie darow...- powiedziałam, lecz nie mogłam dokończyć, ponieważ wtrącił mi się w słowo.
-Przepraszam.
-co?-powiedziałam lekko zszokowana tym co usłyszałam. W szkole krążyły pogłoski, że Justin nikogo nie szanuje, jest niebezpieczny tylko z bogatej i dobrej rodziny. Mówią o nim najgorsze rzeczy jakie można sobie wyobrazić. I właśnie teraz, ten pan niebezpieczny stoi u mnie na balkonie i mnie przeprasza?
-Chyba słyszałaś, nie udawaj że nie. -powiedział, a ja mogłam wyczuć zdenerwowanie w jego oczach.
-Tak, słyszałam ale zdziwiło mnie, że taki ktoś jak ty może mnie przeprosić. Wiem, że jesteś kolejną osobą, która uważa mnie za samolubną księżniczkę z najbogatszej rodziny w państwie, która ma wszystko i nie zasługuje na słowo „przepraszam”. Poza tym za co przepraszasz?
-Za to jak Cię potraktowałem kiedy zaproponowałaś mi podwózkę. I nie, nie uważam Cię za taką jaką myślisz. Dobra jedna sprawa za mną. Teraz kolejna i najważniejsza.
-Jaka? Chyba niezbyt dużo razy się spotkaliśmy, żebyś zdążył powiedzieć coś jeszcze. -powiedziałam, obawiając się trochę tego co zaraz miałam usłyszeć.
-Kiedy proponowałaś mi podwózkę, łamał Ci się głos i miałaś zapłakane oczy. Powiesz o co chodziło? I nie mów, że nic bo to chyba najczęstsza wymówkę dziewczyn. -lekko się zaśmiał, a ja zwróciłam na to bardzo dużo uwage. Miał piękny uśmiech i dopiero teraz to zauważyłam. Był na serio przystojny i to bardzo.
-Nic wielkiego. Mała sprzeczka. -odpowiedziałam co było kompletnym kłamstwem.
-Nie prawda. Nie kłam, okej? Już nieraz zostałem oszukany i rozpoznaję kiedy ktoś mówi prawde a kiedy nie. Wiem, że chodzi o kogoś ważnego dla Ciebie bo bez powodu byś nie płakała. Powiesz mi jak było?- powiedział zatroskanym głosem jakiego nigdy nie słyszałam u Ryan'a. Zauważyłam również jego ciarki na całym ciele. Była późna noc może już nawet wczesny ranek a on stał na moim balkonie w samym podkoszulku.
-Najpierw wejdź do środka. Jest zimno a ty stoisz w samej koszulce. -powiedziałam i chwyciłam go odruchowo za rękę wciągając do środka. Wiedziałam, że z własnej woli nie wejdzie. -Dobrze, usiądź Sherloku i jeśli chcesz tak bardzo wiedzieć to powiem Ci co się stało. „Mój były chłopak i moja była przyjaciółka się stali”- powiedziałam to, robiąc w powietrzu znak cudzysłowu. -Okazało się, że są razem od ponad miesiąca a ja dowiedziałam się o tym przez SMS-a z ich zdjęciami. Do tego nie wiem kto je wysłał. Pojechałam od razu do Ryan'a po otrzymaniu tych zdjęć a on zaczął się tłumaczyć kiedy nagle Susanne wyszła z łazienki wołając go jakimiś słodkimi zwrotami. Ehh myślałam że zapadne się pod ziemię. Na pewno pieprzyli się już nie raz. Ohh nie mogę w to uwierzyć. To aż śmieszne.
Justin się tylko zaśmiał a ja z niedowierzaniem spojrzałam na niego.
-Oh tak? Ja ci opowiadam najgorszy moment w moim życiu a ty tak po prostu się śmiejesz gdzie ja przepłakałam cały dzień?- powiedziałam lekko oburzona.
-Spokojnie, shawty. Nie chciałem cię urazić ale dobór twoich słów w ostatnich dwóch zdaniach był przekomiczny. Kto by pomyślał że księżniczka Ariana będzie mówiła takie słowa? -powiedział z uśmiechem na twarzy. -Poza tym nie masz co się przejmować Ryan'em i to twoją „przyjaciółeczką”. Jeśli chcą być ze sobą niech będą dopóki nie zaleją się własną głupotą. Byłaś tak nimi zaślepiona, że nawet nie widziałaś jakimi ludzmi byli tak naprawde. Jak reszta naszej szkoły. Tylko ty z tej całej grupki się wyróżniałaś bo nie byłaś nadąsaną księżniczką, panną doskonałą. Pamiętasz jak się wywróciłaś na swoich „kilku metrowych” szpilkach? Zamiast gwiazdorzyć i rozpłakać się z powodu siniaka na kolanie, ty po prostu zaczęłaś się śmiać i kazałaś przypadkowej, przechodzącej obok Ciebie osobie, zrobić sobie zdj z siniakiem na kolanie. Powinnaś zauważyć jaką osobą jesteś. Nie płacz, bo to nic nie da. Pokaż jaka jesteś naprawdę. Wiem, że nie nosisz szpilek i tych wielkich sukienek z własnej woli. Ubierz czasem trampki, bluze i zwykłe jeansy, bo wiem, że to twój styl. Znam się na ludziach, uwierz.- Kiedy Justin przestał mówić, mnie aż zatkało. Powiedział dokładnie całą prawdę o mnie. Nie mam pojęcia skąd tak dobrze mnie znał lub rozumiał ale cieszyłam się.
-Dziękuje. - nie wiem dlaczego ale przytuliłam go. Oh to było takie niespodziewane i po chwili sama siebie za to skarciłam. Przytuliłam go chociaż on pewnie tego nie chciał. -Przepraszam, to było silniejsze ode mnie. Nie rozumiem skąd wiesz jaka jestem. Powiedziałeś samą prawdę. No ale to nie ważne, ważne jest to że o 14 wybierasz się ze mną na kawe, do Starbucks'a. Nie bój się nie będzie z nami tysiąca ochroniarzy. Może tylko dwóch. -lekko się zaśmiałam, a Justin się tylko uśmiechnął. Wiedziałam, że to będzie wspaniały wypad na miasto.

JUSTIN'S POV:
-Chyba powinienem już iść, a i dobrze widzimy się o 14. Tutaj jest mój numer telefonu. -podałem jej kartkę z moim numerem telefonu.
-Um.. okej zadzwonię przed 14. Podjechać po Ciebie?- spytała Ariana, lecz widziałem, że była lekko speszona. Sam nie wiem co się ze mną dzieje. Ja, zwykły koleś jak ich wielu idzie dziś o 14 na kawe z księżniczką? To niemożliwe.
-Ty zaprosiłaś mnie na kawę, a więc to ja podjadę po Ciebie w rewanżu. Jak coś to pisz. Twój adres już znam. -mrugnąłem do niej prawym okiem i widziałem kątem oka, że się zarumieniła.
-Okej...widzimy się o 14. -odpowiedziała, a ja postanowiłem już wyjść. Miałem jeszcze parę spraw do załatwienia, a zauważyłem że jest już 6 nad ranem. Musiałem się jeszcze odświeżyć i przygotować na 14, poza tym musiałem spławić kilka lasek.

Wyszedłem na balkon i ześlizgnąłem się po rynnie, po której wcześniej się wspiąłem. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było, że udało mi się ominąć ochroniarzy. Tak to była niezła zabawa. Po chwili zorientowałem się, że się uśmiecham-ciągle. Skarciłem sam siebie za to i ruszyłem w stronę mojego auta. Wyjąłem kluczyki ze spodni, wsiadłem do auta i zapaliłem silnik. Przed wyruszeniem spojrzałem jeszcze raz przez okno i docisnąłem gaz. Po paru sekundach moja prędkość przekroczyła 80 km/h i postanowiłem trochę zwolnić. Nie potrzebowałem problemów z policją. Kiedy byłem już na końcu dzielnicy Ariany i miałem wyjeżdżać na drogę główną, zauważyłem auto Ryan'a. Z ciekawości pojechałem za nim. Jechał w stronę domu Susanne.
-Pieprzony dupek. -prychnąłem pod nosem i kontynuowałem śledzenie go. Kręciły mnie tego typu rzeczy. Ale co on do cholery chciał od Susanne o 6:15?! Nadal jechałem za nim, próbując być niezauważalnym. Ten dupek raczej by mnie nie rozpoznał, nie zwraca uwagi na takich jak ja. Kiedy Ariana opowiadała mi o nim jak ją skrzywdził razem z Susanne, coś w środku się we mnie odrodziło. I to było chyba współczucie. Wiedziałem co przeżywa. Możecie mi nie wierzyć ale kiedy miałem 16 lat miałem dziewczynę. Była fantastyczna- a przynajmniej taka dla mnie była. Miała na imię Carly, miała chude, długie nogi i delikatne ciało, a jej długie blond włosy sięgały jej do tyłka, dużego tyłka. Twarz miała zazwyczaj blado-różową i zawsze pokazywała się z lepszej strony. Chodziliśmy się sobą półtora roku, po czym okazało się, że zdradzała mnie od samego początku z moim byłym najlepszym przyjacielem- Johnem. Nie mieściło mi się to wtedy w głowie. Nigdy nie chciała się ze mną kochać, zawsze mówiła że nie chcę w tym wieku tego robić a ja to szanowałem. Po czym tak po prostu dowiedziałem się że zrobiła to z nim. To zniszczyło mnie doszczętnie, kochałem ją. Tak, Justin Bieber kochał dziewczynę tak bardzo, że po straceniu jej popadł w depresję i przez 3 miesiące brał leki. Nie wybaczyłem tego nigdy żadnemu z nich. Przeniosłem się do prywatnej szkoły i już nigdy nie zaprzyjaźniałem się z nikim. Od tamtej chwili traktowałem dziewczyny jak zabawki. Sam nie wiem z jakiego powodu. Może po prostu chciałem odegrać się na każdej innej dziewczynie za to co zrobiła mi Carly? Nie wiem. Ale wiem jedno- polubiłem Arianę, ale nie mogę w to brnąć. Jeśli zaczniemy się kolegować to może się skończyć różnie a ja nie chce być zraniony i nie chcę zranić jej. Jest wojowniczką ale jest również delikatna jak róża. Poza tym, to wnuczka samej królowej a ja jestem zwykłym, nierozgarniętym bogatym dzieciakiem. Jedyne co zawdzięczałem mojemu ojcu to to że był bogaty i niczego mi nie brakowało. Nie zrozumcie mnie źle. Nie jestem chciwy na kasę, ale miałem do niego żal. Po śmierci mamy okazało się że zdradzał ją z moją teraźniejszą macochą- Viktorią. Nie miałem nic przeciwko niej ale wkurzał mnie sam fakt, że mój ojciec zdradzał moja mame z nią. Moja mama umarła na raka, on to widział a i tak sobie nie odpuścił kochanki. To żałosne. Do tego od razu po śmierci mamy ożenił się z Viktorią i wyprowadzili się do centrum miasta razem ze mną. Ojciec ani razu po śmierci matki nie spytał się co u mnie i czy potrzebuje pocieszenia. Nie spytał się co się stało, że muszę chodzić do psychologa po stracie Carly i nie spytał się nigdy co w szkole. Nigdy nie spytał się gdzie jadę, do kogo, o której wrócę. Praktycznie nie rozmawialiśmy. A ja potrzebowałem ojca, jako młody mężczyzna potrzebowałem jego wsparcia a w zamian tego miałem sam siebie i pieniądze.
Kiedy zauważyłem, że Ryan w końcu zatrzymał się koło domu Susanne, zatrzymałem się parę metrów od niego żeby mnie nie zauważył. Wyszedłem z auta i skierowałem się w stronę żywopłotu byłej przyjaciółki Ariany. Zobaczyłem wysiadającego z auta Ryan'a, który podszedł szybkim krokiem do drzwi jej domu i zadzwonił dzwonkiem. Po chwili zauważyłem Susanne, ubraną w sam szlafrok. Zrobiło mi się niedobrze. Przyssali się do siebie i zaczęli lizać na środku podwórka. To było ohydne i wydawało mi się że są razem tylko dla jednego- seksu. Normalna, kochająca się para i szanująca się, nie wysysa i nie liże sobie gardła. To było po prostu obrzydliwe i zachłanne. Nic poza tym. Obrzydzony tym wszystkim wróciłem do swojego auta i zacząłem się śmiać. Faktycznie musiałem być nieźle rąbnięty żeby go śledzić a potem oglądać jak wysysa ze swojej „dziewczyny” całą ślinę z gardła. Odpalając silnik ruszyłem w stronę drogi głównej, która prowadziła do mojej dzielnicy. Po drodzę rozważałem co ubrać na wypad z Arianą.

Podjeżdżając pod dom, zauważyłem że jest już 7 rano. Ojciec pewnie nie zainteresuję się gdzie byłem- za to Viktoria tak. Jak bardzo nie uważałem jej za swoją matke, to byłem wdzięczny, że o mnie dba. Zawsze robi mi śniadanie, obiad i kolację i zawsze wprowadza mnie w sprawy rodzinne. Nie mogła mieć swoich dzieci- może dlatego mnie tak traktowała. Nie wiem ale wiem jedno. Pomimo tego że jej nie lubiłem to wiedziałem, że mogę na niej polegać. Wchodząc do domu i ściągając moje Timberlandy wszedłem jak najciszej do kuchni. Mój plan przed uniknięciem tłumaczenia się nie wypalił.
Cholera- pomyślałem kiedy usłyszałem chrząknięcie mojej macochy.
-Tak? -spytałem cichym głosikiem jak aniołek.
-Justin Drew Bieber, gdzie byłes przez cały ranek?- spytała, używając mojej pełnej „nazwy”. Wiedziałem że to poważna sprawa skoro używa mojego drugiego imienia.
-Jestem już duży nie musisz się o mnie martwić. Byłem u kole......gi. Tak u kolegi. Potrzebował pomocy przy samochodzie a miał jechać do pracy o 7 więc musiałem przyjść do niego wcześnie rano. -wytłumaczyłem się, kłamiąc oczywiście. Nie chciałem teraz godzinnej gadki na temat tego czy lubie Ariane, czy zalezy mi na niej, jak mam ją zdobyć i inne babskie monologi, które zazwyczaj kobiety lubią wygłaszać.
-Wrócimy do tego tematu jak będziesz już gotowy mi powiedzieć gdzie byłeś bo wiem że z byle powodu nie wstałbyś o tak wczesnej porze, prawie że w samą noc by pojechac do kolegi. Poza tym skoro robliście coś przy samochodzie to czemu nie jesteś brudny? Hmyy? -spytała Viktoria a ja wiedziałem że mnie przyłapała na kłamstwie. -Masz naleśnika młody i zmykaj do pokoju. Nie powiem nic ojcu, nie martw się. -mrugnęła do mnie okiem.
-Dzięki. -podszedłem i chwyciłem naleśnika, dałem jej szybkiego całusa w policzek i pobiegłem po marmurowych schodach na górę. Lubiłem Viktorię i nie traktowałem jej jak gówna. Była moją macochą i wiem że mnie lubiła. A co do tego że nie powie ojcu o moim wyjściu byłem wdzięczny. Jak bardzo ojciec by miał mnie w dupie, nie lubił kiedy szwędałem się po nocach. Chciał bym wyszedł na porządnego człowieka żeby nie zhanbić jego nazwiska. Kiedy zjadłem naleśnika, położyłem się u siebie na moim łóżku wodnym i włączyłem moją plazme. Pooglądałem trochę tv i włączyłem moją ulubioną gre i zacząłem grać. To mnie odstresowywało. Nadal nie wiedziałem co zrobię gdy spotkam się z Jasmine i co jej powiem. Nie zależało mi na niej ale wkurzał mnie sam fakt że wybrała jakiegoś dupka jako swojego chłopaka. Phii..miłości się jej zachciało a tak to jeszcze miesiąc temu kręciła cyckami przed każdym facetem w szkole.
Kiedy zauważyłem, że wybija już godzina 12 postanowiłem się odświeżyć, przebrać i pojechać załatwić sprawę z Jasmine a potem pojechać po Arianę. Ubrałem moje szare jeansy (opuszczając je jak zwykle za nisko), moje czarne Supry, czerwoną koszulkę z dekoltem w serek i skórzaną kurtke. Na głowe założyłem moją czerwoną czapke beanie, popryskałem się jeszcze perfumami i z szafki wyciągnąłem kluczyki do mojego drugiego auta. Czarny SUV już mi się znudził na dziś. Moje auto na dzisiejsze popołudnie to Lamborghini Aventador w złotym kolorze. Dostałem go na 18-naste urodziny i byłem z niego dumny jak z niczego innego. Schodząc na dół dałem tylko znać Viktorii że wychodzę i ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych. Kiedy wyszedłem z domu poczułem, że ktoś łapie mnie za ramię. Kiedy się odwróciłem, zauważyłem Viktorię.
-Tak? -spytałem
-Jedziesz do dziewczyny prawda? I to nie jest Jasmine ani żadna inna „uliczna dziwka”, prawda? -spytała Viktoria a ja zaśmiałem się na jej dobór słów. To był jej największy plus, była wyluzowana.
-No wiesz... Jakby Ci to grzecznie powiedzieć. Hmm.
-Oj Bieber, Bieber nie kręć. Wiem że jedziesz do jakieś wyjątkowej dziewczyny. Bierzesz swoje ulubione auto, pryskasz się najdroższymi perfumami jakie masz i do tego ubierasz się najlepiej jak tylko możesz. Nie ukryjesz niczego przede mną.
-Cholera, dużo o mnie wiesz. -odpowiedziałem chrypliwym głosem i puściłem jej oczko, schodząc po schodkach od domu i ruszając do garażu.
-Mam nadzieję, że ją kiedyś poznam! -krzyknęła Viktoria.
-Taa.. ja też.- odkrzyknęłem i wsiadłem do auta. Odpaliłem silnik i wyjechałem na ulicę. Jechałem w stronę domu Jasmine, aby jej wszystko powiedzieć ale w głowie ciągle miałem słowa Viktorii. Cholera ona miała racje. I to ogromną. Czy ja naprawdę specjalnie dla Ariany się tak wyszykowałem? Ehh.. sam nie wiem. Kiedy wjechałem w uliczkę Jasmine, zauważyłem pod jej domem auto, które już gdzieś wcześniej widziałem. Podjechałem jeszcze kawałek bliżej i zaparkowałem auto. Wysiadłem z niego i podszedłem do ogrodzenia jej domu. To co tam zauważyłem, prawie zbiło mnie w z nóg. Koło drzwi wejściowych stała Jasmine i Ryan. Tak, Ryan Butler. Dawał jej jakieś pieniądze, a ja byłem tak ciekawy, że postanowiłem podejść bliżej. Niezauważalnie podszedłem z drugiej strony żywopłotu tak, że teraz mogłem ich usłyszeć.
-Dzięki za wysłanie tych zdjęć do Ariany. Nie chciało mi się rozmawiać z tą dziwką o tym, że mam już jej dość. -powiedział Ryan i wręczył spory plik do rąk dziewczyny. Jasmine nie była biedna, ale jej rodzice odcięli jej dostęp do kasy kiedy zaczęła nie wracać do domu na noc i sprawiała im kłopoty, więc potrzebowała trochę pieniędzy. Nie zdziwiło mnie, że ona okazała się tak wielką suką ale, że Ryan mógł to zrobić Arianie? Nie mogłem w to uwierzyć.
-Nie ma za co, Ryan. Pamiętaj, że zawsze jestem do twojej dyspozycji. - puściła oczko i przygryzła warge. Zrobiło mi się nie dobrze. W tamtym momencie chciałem wyjść i wklepać Ryan'owi ale miałem lepszy plan. Kiedy tylko zobaczę Ariane o wszystkim jej powiem a potem ona załatwi wszystko ze swoim byłym. To w końcu ich sprawy i wiedziałem, że nie mogę się mieszać. Poza tym Ariana nie wybaczyłaby mi pewnie kiedy bym skrzywdził jej byłego chłoptasia. Jak bardzo by go nienawidziła a raczej udawała, że tak jest wiedziałem, że go jeszcze kocha. Poza tym nie łączyła nas nic więcej niż krótka rozmowa więc i tak nadal waham się czy jej o tym powiedzieć. Kiedy Ryan odjechał postanowiłem tym razem ja odwiedzić Jasmine i z nią porozmawiać. Nie chciałem się z nią już zadawać, nie była mi do niczego potrzebna.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~czytasz= komentujesz~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
hej wszystkim. Cieszymy się liczbą wyświetleń i tym, że pytacie się nas kiedy nowy rozdział, naprawdę... ale zostaje jeden mały problem. Komentarze. Są dla nas niezmiernie ważne bo nie wiemy tak naprawdę dla ilu osób to piszemy i czy jest jakikolwiek sens pisania tego, czy jest dla kogo. Wiemy, że blog się dopiero rozkręca i nie możemy liczyć na ogromną liczbę komentarzy ale na fb wysłałam ponad 100 osobom link do ff bo chciały a pojawiają się max 5 komentarzy. To przykre trochę, bo same nie wiemy czy jest dla kogo to pisać. Co do długości rozdziałów to wydaję mi się że są coraz dłuższe, staramy się o to przynajmniej. Nie możemy też od razu rzucić wielkiego rozdziału z dramą, jakąś akcją i innymi tego typu rzeczami gdyż cała akcja dopiero się rozkręca. Ale niedługo pojawi się pewien obrót spraw :) LICZYMY NA WASZE KOMENTARZE. //klaudia

czwartek, 11 grudnia 2014

Tia

Po raz kolejny ja i współautorka bloga się zawiodłyśmy. Rozdział 6 jest już gotowy i czeka na was z niecierpliwością ale was... nie ma? Tak dokladnie. Pojawily sie tylko 2 komentarze pod ostatnim rozdzialem a wlozylysmy duuuzo pracy i wysilku by byl wystarczajaco dlugi i bezbledny. Uznalysmy ze nie ma sensu prowadzic bloga i blokowac jego fajny adres url dla kogos kto moze go swietnie wykorzystac. Czekamy do niedzieli. Blog sie nie rozkreci to zostanie USUNIETY.

@laura70200
@avebieberking

czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 5 - puk puk.

ARIANA'S POV
Nie rozumiem już nic. Wszyscy się odemnie odwracają. Chciałabym mieć normalnych przyjaciół. Czy to tak wiele? A ten Justin? Po co mnie ratował skoro tak czy siak kazał mi się odpieprzyć? Taa.. Czego mogłam się spodziewać? Tego, że wskoczy do mojego auta, za przyjaźnimy się i powie mi wszystko o sobie żebym nie musiała dłużej zawracać sobie głowy na rozmyślaniu nad nim? Jestem idiotką, że w ogóle mu zaproponowałam podwózkę. jadąc ciągle przed siebie znalazłam w aucie papierosy. Ryan Palił to pewnie jego. Gdy czymś się stresował palił nawet jednego za drugim. Mówił mi ze to pomaga i głownie dlatego palil. Ja wiedziałam ze był już jednak uzależniony i to porządnie. Pomimo tego ze zrobił to co zrobił zawsze miał racje, więc wykorzystam tą rade i zapale. Stanęłam na czerwonym świetle i poszukałam zapalniczki. Znalazłam ja w schowku, zawsze ja tam wkładał. Na wszelki wypadek. Na tym zakręcie zawsze czerwone światło pali się długo wiec miałam dużo czasu. Włożyłam papierosa do ust i zapaliłam go. Zaciągnęłam się, kaszlnęłam dymem. Nie spowodowało to jednak ze przestałam, nie zniechęciło mnie to do wypalenia całego. Było to coś zakazanego, coś czego ludzie u księżniczki sobie nie wyobrażają. Dlatego to robię. Łamię ten tytuł. Papieros nie smakował najgorzej i faktycznie odstresowywał. Chętnie zapale jeszcze jednego i to nie raz. Otworzyłam okno żeby wypuścić dym z samochodu. Jeszcze tego brakowało by matka oskarżyła mnie o palenie. Jasne robienie rzeczy zakazanych jest fajne. Dopóki matka która ma ogromne wpływy na to co robię o niczym nie wie. W końcu może zakazać mi więcej niż mi nawet wolno. Zresztą i tak nie chciałam wracać do domu. Nie w tym stanie. No niestety przekroczyłam juz limit zakazanych mi rzeczy bynajmniej na dzisiaj i nie miałam wyjścia. Było już późno. Nawet bardzo. Mam tylko nadzieje ze wszyscy śpią.

Po 10 minutach jazdy i rozmyślaniu o tym co zaszło u Ryan'a w domu, wjechałam do mojego garażu (tak mam swój garaż) zgasiłam silnik, chwyciłam kluczyki i wyszłam z auta. Zapomniałam chyba która jest godzina bo trzasnęłam drzwiami. Cholera. Skierowałam się do mojego pokoju z nadzieją, że nikogo nie obudziłam a chociażby nikt mnie nie zauważy.
-ARIANA!? Ariana, w tej chwili się zatrzymaj.- krzyknęła mama, zmartwiona i trochę zdenerwowana. Ta mogłam się domyśleć ze ona nie śpi a raczej czeka aż wrócę. Pewnie kontroluje w nocy czy nie śpię. Idiotyzm. -Gdzie byłaś? Jest po 2 nad ranem! Nie ma Cię od ok. 23. Co ty robiłaś tyle godzin, gdzie i z kim byłaś? Dlaczego w ogóle wyszłaś? Dlaczego nic nie powiedziałaś?! Dobrze wiesz kim jesteś i nie możesz nigdzie ruszać się bez poinformowania mnie lub swoich ochroniarzy...
-W tym jest problem. -odpowiedziałam, stając naprzeciwko jej. -Nie mam swojego pierdolonego życia. -tak właśnie przeklnęłam przed matką, ja, wnuczka Królowej Elżbiety. Ale miałam to w dupie. -Traktujecie mnie jak jajko. Jak porcelanową laleczkę, która wystarczy, że się potknie i potłucze. Ale mam 18 lat! Umiem sama o siebie zadbać. Chcesz wiedzieć co się stało? Ryan i Susanne kurwa. Oni się stali. - staram się być silna pomimo myśli o tych zdjęciach, ich pocałunku i innych ohydnych rzeczy jakie mogli robić. - Oni są razem. Od ponad miesiąca. Gdy tylko się o tym dowiedziałam, wskoczyłam do auta żeby to wyjaśnić! I okazało się to prawdą. to wszystko, to była prawda. Są razem. A ona byla u niego. I jestem w 100% pewna ze Ryan ja przeleciał. A ja? Ja nie mam już nikogo. Więc daj mi spokój i daj mi żyć. Nie chciałam do domu wracać w takim stanie. Byłam cała roztrzęsiona i zapłakana. - Jęknęłam. 3 raz w moim życiu przytuliłam moją mamę. Nie zrozumcie mnie źle, była wspaniałą kobietą, ale... Ciągle jej nie było w domu, o tacie nie wspominając. Nigdy nie rozmawiałyśmy ze sobą tak jak teraz. Powiedziałam jej to co mnie gryzło od środka i ulżyło mi. Tak, naprawdę mi ulżyło. Sytuacja z Justin'em teraz odeszła w głąb głowy. Nie była już taka ważna. W końcu kazał mi się odpieprzyć
  
Mama ze zdziwieniem i lekkim szokiem wymalowanym na twarzy przytuliła mnie najmocniej jak umiała. Wiedziała, że dwie osoby, które tak bardzo kochałam, zraniły mnie.
-Nie martw się. - przemówiła mama i dopiero teraz zauważyłam jej łzy w oczach. -Mi też zdarzyła się kiedyś podobna sytuacja. Chłopak zostawił mnie dla mojej najbliższej kuzynki. Byłam załamana, ale dzięki temu poznałam twojego ojca. Nie chcę Ci na razie mówić wszystkiego, ale wiesz, że pewnie też spotkasz swojego wybranka. Jeśli oni Cię zranili, nie pokazuj im tego. Przechodź koło nich z elegancją, dumą na twarzy i uśmiechem. Nie możesz pokazać, że Cię złamali, bo wiem, że tak nie jest. Jesteś moją córką. jesteś wojowniczką. Jesteś odważna i zniesiesz najgorsze sytuacje w swoim życiu, jeśli w siebie uwierzysz. -mama przemówiła, a ja z otwartymi oczami nadal w nią wtulona, wysłuchałam jej do końca, ucałowałam w policzek i rzuciłam tylko krótkie, ale z miłością słowo „Dziękuje i przepraszam” i wbiegłam szybko po schodach.

Kochałam moją mamę i wierzyłam w każde jej słowo. Skoro jestem wojowniczką, to nią będę w 100%. Pokaże im wszystkim wszystkim na co mnie stać...Lecz jedna sprawa krzątała mi się po głowie. Kto i skąd miał mój numer, że wysłał mi te zdjęcia? Ten ktoś musiał mnie znać i Ryan'a i Susanne, że wiedział co robi. I zostaje jeszcze to, kto to jest. Nie zostawię tej sprawy nie wyjaśnionej. Przecież muszę komuś podziękować. Gdyby nie ten ktoś nadal byłabym z tym pieprzonym dupkiem i przyjaźniła się z ta suka Susanne. Nie rozumiem tego jak po latach wspaniałej przyjaźni można zrobić coś takiego. Chłopaki to chuje wiem to ale najlepsza przyjaciółka? Była najlepsza przyjaciółką. Nie chce jej widzieć i żałuje że ją poznałam. Nie dam się nikomu już oszukać. A Justin? Jestem mu wdzięczna że mnie uratował ale to nie moja wina ze tak mnie potraktował. Co prawda jest mi przykro. Chciałabym poznać go bliżej zwyczajnie się zaprzyjaźnić. Pociąga mnie on muszę to przyznać. Ma w sobie coś czego pragnie każda kobieta. Nie wiem co ale wiem że dostane to. Poznam go i będę wiedziała czego chcę i co to jest. Mój tok myślenia może wydawać się dziwny i puszczalski. No trudno nie interesuję mnie to. Chce go poznać, naprawdę chcę. Może nawet się zaprzyjaźnimy albo coś więcej. Nie ukrywam ze bym chciała nawet z nim zacząć coś więcej. Jest taki niegrzeczny, taki... zakazany. A pachnie nieziemsko. Jego perfumy poznałabym na kilometr. są takie intensywne. Najintensywniej pachnie jego szyja. Pogryzłabym ją, ucałowała. Zrobiłabym mu tak dobrze że... Chwila moment? Czy ja mam właśnie ... o nie nie nie. Chyba lepiej się położę. Takie marzenia lepiej niech zostaną tylko marzeniami. Ludzie nie mogą myśleć o mnie jak o dziwce. Pomimo wszystko chyba żadna dziewczyna nie chce być traktowana jako dziwka i puszczalska szmata. W moim przypadku byłoby jeszcze gorzej. Paparazzi nie daliby mi spokoju. Wtedy to dopiero nie miałabym życia. Pokazywaliby mnie na okładkach szmatławców i na pierwszych stronach gazet. Ludzie nie chcieli by mieć ze mną nic wspólnego, a babcia i rodzice by się mnie wstydzili. Myślę że czasami można złamać pewne zasady. Czasem trzeba zaznać trochę wolnego życia, w końcu po to ono jest. Nie można jednak przesadzić a spotykając się z nim i robiąc inne rzeczy, przekroczyłabym wszelkie granice. Może to nawet i lepiej że kazał mi spieprzać.
 
Przebrałam się i położyłam do łóżka. Włączyłam laptopa. To nie możliwe żebym teraz o tej godzinie mogła jeszcze zasnąć. Mama mówi że godzina w której człowiek może zasnąć jest ograniczona a jak ją przegapisz to na 99% już nie zaśniesz. Ja tak miałam. Jest około 3 nad ranem. Postanowiłam ze jutro i tak pójdę do szkoły. Od czego jest makijaż? Nie mogłam pokazać Ryanowi i Susanne że mnie złamali bo to nie prawda. A wręcz przeciwnie. Sprawie że Ryan będzie błagał na kolanach o wybaczenie. Sprawdziłam moje konta na portalach społecznościowych i zanim zgasiłam laptopa usłyszałam pukanie w okno. Odłożyłam go na bok i wstałam.

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 4 - Odpieprz się okej?

 JUSTIN'S POV
 Idąc wzdłuż ulicy, paliłem papierosa. Nie wiem po co ją uratowałem. Od czego ma tysiące ochroniarzy? Dlaczego tej nocy z nią żadnego nie było? Szczerze to mnie to mało interesuję, życie nauczyło mnie żeby mieć na wszystkich wyjebane. No ale nie mogłem jej tak tam zostawić. Bo miałbym... wyrzuty sumienia? Tak chyba tak. 
    Wchodząc do sklepu spożywczego zauważyłem tam dobrze znajomą mi postać. Nie nie Ariane. Jennifer. Do tego obściskiwała się z kimś. Wspaniały przykład dlaczego mam wyjebane. Gdybym nie miał wyleciałbym stamtąd z płaczem ale bez wahania podszedłem do nich i uderzyłem chłopaka w twarz. Ulizany blondyn padł na ziemie jak ciota a Jennifer spojrzała na mnie przerażona.
- Po co to zrobiłeś? - pisnęła gestykulując dłońmi ze zdenerwowania. Klękła przy blondynie. Chłopak chodzi do nas do szkoły. Mam w dupie jak ma na imię, ale całował się z Jennifer kiedy ja jeszcze wczoraj ją pieprzyłem. 
- Nie twoja sprawa. - odwarknąłem jej i kupiłem paczkę czipsów i papierosy. Pale bardzo dużo kupowanie paczki raz na 2-3 dni to u mnie norma. Stać mnie na to więc sobie nie żałuje. A tym bardziej gdy mój ojciec na to pracuje a raczej "pracuje". Ma od tego swoich ludzi. On siedzi w biurze na ostatnim piętrze wieżowca ma swoją laskę za sekretarkę, Bóg wie co z nią robi i jedyne co musi robić to zwalniać i zatrudniać ludzi. No i dobrze wyglądać na okładkach czasopism na temat biznesu. Takie tam gówno którego normalna osoba nie czyta. Bynajmniej ja nie. Mój ojciec chce żebym skończył szkołę i dołączył do niego jako wiceprezes firmy, ale nie kręci mnie biznes. 
  wyszedłem ze sklepu. Nie mogłem dłużej patrzeć jak ta szmata użala się nad tym blondynem. Nic mu nie będzie. Nie zdziwiłem się gdy wyszedłem i zalała mnie fala deszczu. Typowe dla Londynu. Założyłem kaptur i po prostu poszedłem przed siebie. Zapalenie nowego papierosa nie miałoby sensu gdyż i tak by się nie zapalił. Miałem przy sobie tylko zapałki. Zawsze zgubie zapalniczkę. 
         Szedłem chodnikiem gdy nagle SUV  się zatrzymał i otworzyło się okno. Zignorowałem to.
- Hej jest zimno i pada. może Cie gdzieś podwieźć? - Poznałbym ten głos wszędzie. Wysoki słodki i ciepły głos Ariany. Nie chce mi się z nią gadać. Nie mam na to humoru ani ochoty. Idę po prostu dalej. - głuchy jesteś?? - nagłośniła pytanie. Odwróciłem się w jej stronę i spojrzałem na nią gniewnie.
- Odpieprz się okej? To że uratowałem Ci królewski tyłek nie oznacza że będziemy przyjaciółmi ani że możesz za mną łazić lub jeździć. Odpieprz się po prostu.- mruknąłem, Nie chce mi się z nią gadać. Za wysokie progi dla mnie. Tata mówi żeby wybierać sobie dziewczynę biedniejszą lub z budżetem takim jak ty gdyż przy dziewczynie z większym masz małą samoocenę. Moim zdaniem póki laski są chętne to stan ich konta mam gdzieś. Ariana nie wyglądała na chętna, na pewno nie teraz. W tym momencie wyglądała jak przybite dziecko, któremu przebiło się balonik. No okej przyznaje źle ją potraktowałem i o dziwo po raz pierwszy źle się z tym czuję. Chciałem .. powiedzieć jej sorry ale nie zdążyłem. Ona zamknęła okno i odjechała z piskiem opon. Dziwnym trafem wcale jej się nie dziwie. Zasłużyłem na to. Tak mi się wydaje.
        Byłem wkurwiony na siebie i to nawet bardzo. Dlaczego całą złość na Jeniffer, przelałem na Ariane? Widać było, że miała zapłakane oczy. Płakała przezemnie? Może coś innego się stało? Ona jest człowiekiem.
Co ja robię? Czy ja właśnie....myślę o niej? O tym co jej się stało? Nie! To chore. Ona nie jest dla mnie. W 100% dziewica czekająca aż Książę z bajki przyjedzie po nią wezmą ślub i będą się dymać tylko wtedy kiedy trzeba będzie tworzyć potomków. Nigdy chyba nawet nie widziałem jej w trampkach. Zawsze tylko szpilki, sukienki od najdroższych projektantów, nie wspominając o kosmetykach, perfumach i innych dodatkach jej ubrań. No może oprócz teraz. Teraz wyglądała inaczej. Zdziwiło mnie w ogóle, że taki ktoś jak ona raczył się do mnie odezwać. Mam mieszane uczucia co do niej. Nie. Ona nie jest człowiekiem. To księżniczka.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 3 - Zdrady

-No to teraz się zacznie.- pomyślałam wchodząc przez wielkie, frontowe, szklane drzwi mojego ''domu'' . Wzięłąm głęboki oddech.
- Ariana? Czy to Ty? Gdzie ty byłaś!? Czy ty wiesz, która jest godzina? Ominęłaś lekcję francuskiego i baletu. Do tego jest już ciemno. Miałaś odebrać tylko Ryan'a z lotniska, a gdy zadzwoniłam do jego rodziców, Ciebie u nich nie było. -zaczęła panikować i deklamować moja mama. Ja stałam tylko i patrzyłam się na nią myśląc czy powiedzieć jej całą prawdę. Jeśli jej wszystko powiem ona nigdy nie wypuści mnie z domu.
-Ugh..Mamo, nic się takiego nie stało. Przestań dramatyzować. Francuski i balet nie uciekną, poza tym miałam pewną sprawę do załatwienia.-tak, to ten moment kiedy skłamałam drugi raz w moim życiu. Pierwszy raz to było jak powiedziałam, że to nie ja zbiłam drogocenną wazę babci, ale cóż miałam wtedy 7 lat, miałam prawo się bać przyznać. Tak jak teraz.
-A powiesz mi to jaką?- mama nie dawała za wygraną
-Pojechałam po Ryan'a na lotnisko po czym on miał dużo pracy i poszedł do domu. Ja postanowiłam, że pójdę pieszo. Pozachodziłam do paru sklepów, Starbucks'a, do piekarni po precelka bo byłam głodna. Jakbyś nie zauważyła zanim wyszłam po Ryan'a nic nie jadłam.- odpowiedziałam mówiąc tylko ¼ prawdy. Przecież nie mogła jej powiedzieć. A bynajmniej tak to sobie tłumaczyłam.
-Wierzę Ci ale po to masz swój ZŁOTY iPhone, prawdopodobnie najdroższy w całej Anglii żebyś się ze mną kontaktowała.- oburzyły mnie słowa mamy. Ona nadal myśli, że chcę się szczycić pieniędzmi. Ale wolałam nie zaczynać kłótni.
-No dobrze, mamo. Przepraszam. Pójdę do siebie, wezmę kapiel, a francuski nadrobię jutro. Dobranoc.- cmoknęłam mamę w policzek i gdy byłam już na schodach usłyszałam już tylko ciche „dobranoc” mojej mamy.
  Po umyciu siebie i włosów położyłam się na moim łóżku, taa łóżku raczej łożu dla 6 osób i włączyłam wielką plazmę wiszącą w moim pokoju. Zastanawiałam się czasem jak to jest mieć mały pokoik, normalne życie i normalne rzeczy, a nie ciągle te najdroższe. Uwierzcie mi lub nie ale życie w takich luksusach nie jest zawsze takie super. Gdy ułożyłam się wygodnie i chciałam zacząć oglądać mój ulubiony film usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Sięgnęłam po telefon i już po chwili zobaczyłam wiadomość od nieznajomego. Pomyślałam sobie, że to pewnie Ryan lub Susanne raczyli się do mnie odezwać. Ale zamiast tego zobaczyłam zdjęcia, których chyba nigdy nie miałam zobaczyć. Na zdjęciach widniała moja''przyjaciółka'' z Ryan'em całująca się na tle Kalifornii. Ale przecież...Oh, tak. Zączełam sobie to wszystko układać w głowie. Susanne znika bez większego wytłumaczenia w tym samym czasie co Ryan. Mój chłopak spławia mnie po tym jak go odebrałam z lotniska, żadnych informacji od Susanne.
-Fantastycznie!! Popieprzone świnie!- krzyknęłam na cały mój pokój, modląc się,aby nikt z domowników nie usłyszał moich słów. Sami pewnie rozumiecie. Grzeczna dziewczynka, z królewskiej rodziny i takie słowa. Odrazu lataliby za mną i mówili jak do 5 letniego dziecka że tak nie wolno. zdenerwowana tym wszystkim, chcąc nie chcąc, musiałam stawić tej sprawie czoła. Ubrałam swoje najwygodniejsze adidasy narzuciłam na siebie bluze, kurtke, szalik po czym chwyciłam swój telefon i kluczyki od auta i wyszłam z domu niezauważona przez nikogo. Było to łatwe zadanie iż w moim ''domu'' było tyle wyjść i wejść, że sama się jeszcze gubiłam. Wbiegłam do garażu i odpaliłam mojego SUV'a. Z piskiem opon wyjechałam ze swojej posesji i jechałam wzdłuż drogi, tłocznymi ulicami Londynu. Mając 16 lat opanowałam jazde autem i krycie się przed paparazzi więc to zadanie nie było trudne. Gdy dojechałam do villi Ryan'a, jak strzała wyskoczyłam z auta nie dbając nawet o to czy je zamknęłam i zaczęłam energicznie dzwonić dzownkiem do drzwi.
- Dobry wieczór, Ariana. Co Cię do nas sprowadza o 23 wieczorem?-spytał jak zwykle ze spokojem w oczach pan Butler- tata Ryan'a.
- Dobry wieczór. Przepraszam za najście ale muszę w trybie natychmiastowym porozmawiać z Ryan'em. Czy mogę? - powiedziałam, tłumiąc płacz, który chciał wydobyć się ze mnie.
-Tak, oczywiście. Ryan!- krzyknął pan Butler.
-Co chcesz tato o 23 wieczorem?- powiedział zaspany Ryan, schodząc po schodach i jeszcze nie zauważając mnie.-Ariana? Co ty tutaj kotku robisz w nocy?
- Ugh hipokryta, pieprzony hipokryta.- pomyślałam sobie lecz te słowa nie przeszły mi przez gardło.
- Możemy porozmawiać u Ciebie w pokoju? Teraz. - podkreślając słowo ''teraz'' dałam mu do zrozumienia że ta sprawa nie może dłużej czekać.
-Tak jasne. Chodź.- złapał  mnie za rękę, a ja nie chcąc odgrywać scen przy jego tacie, nie zareagowałam.
    Gdy weszliśmy do jego pokoju i usiedliśmy na jego łóżku, wyciągnęłam telefon z mojej kieszeni i pokazałam mu te zdjęcia.
-Wytłumacz mi to. - pomachałam mu telefonem przed nosem, tłumiąc szloch. Byłam z Ryan'em dwa lata, a Susanne była moją przyjaciółką od przedszkola. Nie wierzę, że mogli mi to zrobić.
-Ariana..słuchaj to nie tak jak myślisz....- powiedział Ryan, lecz przerwał mu głos, który dobrze znałam.
-Ryan?! Skarbie co ty tak długo rob......
  Zza drzwi łazienki wyłoniła się nie kto inny jak Susanne. Oboje otworzyli szeroko oczy. Susanne ze zdziwienia, a Ryan ze strachu, że będzie musiał mi to wszystko wyjaśnić.
- Ryan. Oh i droga Susanne...- powiedziałam z jadem w głosie. -Nie bójcie się. I tak już wszystko wiem. Po prostu zasługuje naprawdę więc macie pieprzone 5 minut na powiedzenie mi tego co macie do powiedzenia i się pożegnamy.- tym razem nie wytrzymałam i wielkie grochy łez spadły powoli z moich policzków na moje spodnie od piżamy, których nie zdążyłam przebrać.
-Ariana, słuchaj....My...My chcieliśmy Ci powiedzieć. 2 tygodnie przez wylotem Ryan'a pocałowaliśmy się, kiedy robiłam u niego prezentacje do szkoły. Potem wszystko się rozkręciło. Randki, spotkania....Nie chcieliśmy Cię ranić. Dlatego razem wyjechaliśmy do Kalifornii żeby wymyślić najlepszy sposób, aby Cię nie skrzywdzić. Jesteś moją przyjaciółką i....-powiedziała Susanne i chciała dokończyć lecz jej przerwałam.
-Nie chcę słuchać tego gówno. Nie chcę! Rozumiesz? Jak mogłaś i mogłeś mi to zrobić?- powiedziałam wręcz krzycząc przez łzy. Nie obchodziło mnie czy obudzę kogoś w jego domu. -Jesteście dwójką parszywych świń. I nie... Nie jestem twoją przyjaciółką.-pokazałam na nią palcem -Ani twoją dziewczyną. -tym razem skierowałam się do Ryan'a i nim mogli się odezwać wybiegłam z jego pokoju, biegnąc w dół jego schodów i docierając do drzwi frontowych. Zanim wyszłam, przewróciłam ulubioną wazę Ryan'a i krzyknęłam: PIEPRZ SIĘ! Biegłam ile sił w nogach do mojego samochodu. Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. To niemożliwe. Ocierając ostatnie łzy, zawzięłam się sama w sobie. Teraz nie byłam już smutna. Byłam wkurwiona. Haa...Mało powiedziane. Odpaliłam silnik i ruszyłam. Nie chciałam wracać do domu. Nie w takim stanie. Ale nie miałam do kogo pojechać. Postanowiłam, że dopóki nie zabraknie mi paliwa w samochodzie, będę się kręciła po mieście.