wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 7 - żegnaj Jennifer




ARIANA'S POV:

Kiedy Justin wyszedł z mojego pokoju, zastanawiałam się nadal nad jego zachowaniem, ale również nad moim. Skąd tyle o mnie wiedział skoro nigdy wcześniej się nie widywaliśmy i rozmawialiśmy? I dlaczego go przytuliłam? Dlaczego nadal w głowie miałam jego piękny, szczery uśmiech i jego brązowe tęczówki? Kiedy zorientowałam się, że rozmyślam o chłopaku, ogarnęłam swoje myśli i postanowiłam wyjść z łóżka i przygotować się do wyjścia z Justinem. Wychodząc z łózka, odłożyłam mojego laptopa na szafkę nocną i zauważyłam mój telefon. Postanowiłam jeszcze raz przeanalizować zdjęcie Ryan'a i Susanne.
-Pa, pa Ryan. -powiedziałam sama do siebie kiedy usunęłam każde jego i jej zdjęcie z mojego iPhone'a. Przeglądając stare zdjęcia i SMS-y zaczęłam wspominać wszystko. Moim oczom ukazało się zdjęcie Ryan'a kiedy przytula się ze mną a w tle jest zamek w Disneylandzie. Pamiętam kiedy zabrał mnie tam miesiąc po tym jak zaczęliśmy być ze sobą. Łza zakręciła się w moim oku. Bardzo kochałam Disneyland i było to chyba najlepsze miejsce jakie zdążyłam odwiedzić, a uwierzcie jako wnuczka królowej byłam wszędzie. Kiedy skończyłam usuwać wszystkie wspomnienia po nich postanowiłam, że się odświeżę i ubiorę a potem zejdę na śniadanie. Szybkim krokiem podeszłam do garderoby i chwyciłam parę jeansów i koszulę w kratę. Postanowiłam, że ubiorę się wygodnie, luźno i zarazem elegancko- tak jak proponował Justin. Nadal zastanawiałam się jakich ochroniarzy zabrać ze sobą. Nie chciałam z Nimi wszędzie chodzić ale niestety musiałam. Nie było innego wyjścia. Już raz wracałam sama, nocą i zostałam zaatakowana. Bóg jeden wie co by się ze mną stało, gdyby nie pomógł mi wtedy brązowooki. Zarzuciłam sobie ciuchy na ramię i poszłam do mojej łazienki. Postanowiłam, że umyje jeszcze włosy przed wyjściem. Po zrobieniu tego wysuszyłam je i zakręciłam lekkie loki na końcu, ubrałam się i lekko pomalowałam. Zbiegając po marmurowych schodach w dół, weszłam do jadalni gdzie każdy z mojej rodziny już jadł swoją porcję śniadania. Wyobraźcie sobie ich wzrok rzucony na mnie kiedy weszłam. Dość, że się spóźniłam -co się nigdy nie zdarzało to jeszcze od ponad 4 lat nie byłam ubrana tak jak dziś. Pewnie ciekawicie się skąd mam takie ciuchy, takie „zwykłe” ciuchy. Otóż to. Kiedy jeszcze przyjaźniłam się z Susanne lubiłyśmy chodzić razem po centrach handlowych i często coś tam kupowałam i chowałam do szafy nie mając okazji to założenia tego.
-Dzień dobry wszystkim. -powiedziałam i usiadłam po prawej stronie mojej babci.
-Dzień dobry. Czy wytłumaczysz Nam swój strój, Ariano? -spytała babcia bardzo poważnym tonem.
-Ah... Postanowiłam, że zacznę się ubierać tak aby było mi wygodnie. Mam dość tych obszernych spódnic na co dzień. Nie da się w nich nic robić. Przepraszam babciu ale niestety, mam już 18 lat i muszę wyznaczyć swój własny styl. Nie mogę ciągle chodzić w tych balowych sukniach i czuć się w nich komfortowo. Postanowiłam, że od dziś wszystko się zmienia. -powiedziałam i widziałam, że wszyscy patrzą się na mnie z szeroko otwartymi oczami a ich szczęki praktycznie dotykały podłogi. „Wszyscy” oczywiście bez mojego ojca. Znów go nie było. Niby byłam do tego przyzwyczajona ale za każdym razem było mi smutno. Dlaczego nigdy go nie było? Dlaczego ze wszystkim muszę radzić sobie praktycznie sama? Potrzebuję tej nadopiekuńczości ojca i jego surowej ręki do pewnych spraw. Ale niestety o tym mogłam sobie tylko pomarzyć. Moje życie nie było takie wspaniałe jak by się wydawało na pierwszy rzut oka. Od małego miałam narzucane zachowanie, ubrania, sposób spędzania czasu a nawet swój własny charakter. Postanowiłam, że muszę coś zmienić. To nie byłam ja.
-A i jeszcze jedno. Dziś o 14 wychodzę i zabieram ze sobą Steve'a. Jeden ochroniarz mi wystarczy, ponieważ nie będę sama. Dzisiejszy tenis odwołam i zaliczę tą lekcję w przyszłym tygodniu. -powiedziałam i w głębi duszy modliłam się o to żeby nie zaczęli mi wytykać i krzyczeć na mnie. Lecz to co usłyszałam przeszło moje wszystkie granicę marzeń. Moja babcia wstała wraz z mamą i stanęły koło mnie. Ja nie wiedząc o co chodzi wstałam z miejsca i już po chwili stałam w uścisku mojej babci i mamy. To był dla mnie kompletny szok. Babcia była dla mnie zawsze bardzo surowa, a jeśli już rozmawiałyśmy to na temat ważnych imprez organizowanych w naszym królestwie lub innych występach przed kamerami. Nigdy nic więcej a dzisiaj moja babcia mnie przytulała po tym jak lekko się „zbuntowałam”.
-Jestem w szoku, ale również jestem z Ciebie dumna. To nie jest tak, że myślałam że zawsze będziesz tą „grzeczną” wnuczką babci, chodzącą w ogromnych sukienkach z wyprostowanymi plecami. Wiedziałam razem z twoją matką, że pewnego dnia staniesz przed nami w zwykłych jeansach i trampkach i oznajmiasz, że wychodzisz. Cieszę się, że przynajmniej nie muszę namawiać Cię do zabrania ze sobą ochroniarza. Musisz go mieć zawsze ze sobą, ponieważ nie wiadomo czy jakiś psychiczny człowiek, który chce zaszkodzić Nam nie zrobi Ci krzywdy. Jesteś dla mnie, Ariano bardzo ważna i musisz o tym pamiętać, że zawsze Cię zaakceptuje, tylko proszę nie zmieniaj się całkowicie. Jesteś wspaniałą osobą i wiem, że trudno jest Ci być wnuczką samej królowej ale pamiętaj, że ma to jakieś plusy. -moja babcia wypowiadając te słowa, jeszcze mocniej mnie przytuliła do piersi, a tymczasem moja mama stała obok Nas i wpatrywała się.
-Wow, nigdy bym nie pomyślała, że to będzie tak łatwe. Nie zmienię się babciu całkowicie. Nadal będą „wnuczką Anglii” i nie zamierzam tego zmieniać. Dobrze wiesz, że kocham moje sukienki ale raczej nie pasują do zwykłego wyjścia na miasto. -powiedziałam, lekko się śmiejąc.
-Oh wiem. Pamiętam kiedy to twoja mama oznajmiła mi, że chcę ubierać się tak jak ona chce i chce się spotykać z kim ona sobie życzy. Była o rok młodsza od Ciebie, ale tak samo jak ją zaakceptowałam, zaakceptuje i Ciebie. -powiedziała babcia i wskazała Nam abyśmy usiadły przy stole i dokończyły śniadanie. Kiwnęłam lekko głową i rzucając ostatni uśmiech mojej mamie i babci zaczęłam jeść.
Po krótkiej chwili postanowiłam zadać mamie pytanie.
-Gdzie jest tata?
-Musiał wyjść o 6 rano. Jest na jakimś ważnym spotkaniu, a potem ma wywiad dla telewizji. Wróci późno. -powiedziała mama i zaczęła kończyć swoje śniadanie. W jej głosie mogło się usłyszeć jak łamie się jej głos ze smutku. Było mi przykro. Moja mama z ojcem nie spędzali ze sobą praktycznie wcale czasu. Nigdy nie mieli przerwy. Kiedy skończyłam śniadanie pożegnałam się z rodziną i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zastanawiałam się nad tym co stało się tam, w jadalni. Czy moja surowa babcia właśnie stała się kochaną babcią jakiej potrzebowałam i pozwoliła mi żyć-chociaż w połowie- własnym życiem? Nie mogłam opisać swojej radości z tego powodu, ale nadal przejmowałam się mamą. Widziałam, że cierpi przez mojego ojca, a ja musiałam z tym coś zrobić. Co jeśli ich małżeństwo się rozsypie, a rodzina królewska się rozleci? To nie tylko na mnie by się odbiło, ale również na państwie i ludziach. Nie mogłam na to pozwolić.


JUSTIN'S POV:

Idąc w stronę drzwi wejściowych domu Jennifer, powtarzałem ciągle w głowie sobie słowa jakie chcę jej przekazać. Chciałem krótko i na temat oznajmić jej, że kończę naszą „znajomość” i ma już nigdy nie pakować swojej dupy do mojego łóżka. Podchodząc pod drzwi, zadzwoniłem dzwonkiem i już po chwili ukazała się przede mną sylwetka dziewczyny. Kiedy zorientowała się kto przed nią stoi, rzuciła mi się na szyje.
-Jai!!! -krzyknęła. Nienawidziłem tego przezwiska.
-Odejdź ode mnie. -ryknąłem i lekko odepchnąłem ją od siebie. -Nie dotykaj mnie. Przyszedłem Ci tylko oznajmić, że zakańczam naszą znajomość. Ha.. „znajomość” chciałem powiedzieć, że już nigdy nie wpakujesz swojej dupy do mojego łóżka i już nigdy nie będziesz krzyczała mojego imienia. -powiedziałem i już nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. Ta suka stała tam i patrzyła się na mnie jakby zobaczyła ducha. Zgięły ją moje słowa i to było widać na pierwszy rzut oka. Czy ona była na tyle głupia, że myślała że pozwolę sobie na to by się z nią nadal pieprzyć po tym jak stanęła w obronie jakiegoś dupka. To było żałosne. W sumie to nawet współczułem facetowi. Jego laska będąc z Nim nadal chciała ze mną uprawiać sex. To chore, ale od zawsze wiedziałem, że Jennifer to skończona idiotka. Kiedy ją poznałem stała na ulicy świecąc cyckami przed przejeżdżającymi autami.
-Co? Jai! Ale jak to? Nie możesz mnie zostawić. -powiedziała.
-Zostawić? Nawet nie byliśmy razem poza tym masz chłopaka. A i chyba nie widziałaś mnie kiedy stałem za żywopłotem i widziałem jak się wdzięczyłaś do Butlera. -prychnąłem w jej stronę i już chciałem odejść kiedy ona rzuciła się z rękoma na mój kark. -Co ty do cholery robisz? Zostaw mnie! -krzyknąłem w jej stronę, ale ona zaczęła mnie całować.
-Wiem Justin, że nie chcesz tego zrobić. Nie chce ze mną skończyć. Powiedzmy sobie szczerze, z żadną laską nie było Ci tak dobrze jak ze mną. -zaczęła mówić szeptem do mojego ucha, a ja tylko zaśmiałem się na jej słowa. W innej sytuacji poddałbym się jej urokom i pewnie wylądowalibyśmy w jej łóżku. Ale nie dziś, byłem zdeterminowany żeby z nią skończyć, poza tym miałem spotkanie o 14 i nie mogłem wystawić Ariany. Postanowiłem, że pobawię się trochę z Jennifer i zacząłem jeździć moimi rękoma po jej biodrach.
-Oh tak Jenn, to Ci przyznam byłaś najbardziej łatwowierną dziwką jaką kiedykolwiek spotkałem. -powiedziałem jej szeptem do ucha tak jak to ona zrobiła wcześniej i zaśmiałem się. -Nie bądź naiwna i idź do swojego „chłoptasia” i daj sobie ze mną spokój. Nara. -powiedziałem do niej i przerzucając sobie klucze z prawej do lewej ręki odszedłem szybkim ale spokojnym krokiem w stronę auta. Za sobą usłyszałem tylko wiązankę przekleństw ale miałem to gdzieś. Nie raz spotkałem się z takimi słowami i innymi pierdołami. Wsiadłem do mojego auta i postanowiłem, że pojeżdżę trochę po mieście, była dopiero 11:30, ale nie miałem ochoty, aby wracać do domu. Postanowiłem, że pojeżdżę po starszej stronie Londynu, gdzie zazwyczaj jest mały ruch. Odpaliłem silnik i ze schowka w aucie wyciągnąłem papierosa. Odpaliłem go i zaciągnąłem się tytoniem. Kochałem to. Pozwalało mi to zapomnieć o wszystkim i odstresować się. Wolałem papierosy niż narkotyki czy inne tego typu rzeczy. Miałem z nimi do czynienia i już nigdy więcej nie chcę. Tak, przyznam to piękny stan kiedy masz zwidy, ściany się ruszają, masz wrzucony pełny luz i nie przejmujesz się niczym. Ale to uzależnia. Cholernie trudno było mi wydostać się z narkotyków, ale pomogli mi w tym kumple, których jeszcze wtedy miałem. Kiedy pokłóciłem się z moim najlepszym przyjacielem, oni jak zapatrzeni w niego, odeszli razem z Nim.
-Cholerne fałszywce. -powiedziałem sam do siebie i akurat zatrzymałem się na czerwonym świetle. Zastanawiałem się jak minie popołudniowe spotkanie z Arianą. Nie należałem do jej świata i w ogóle nie powinienem w niego ingerować. Co jeśli ją zbuntuje lub co gorsza zranię? Nie chcę tego. Musze mieć się na baczności, bo jeśli coś schrzanię.....Sam nie wiem, w ogóle dlaczego o niej myślałem? Ostatni raz tak dużo rozważałem na temat jakieś dziewczyny, kiedy byłem jeszcze z Carly.
-Suka. -podpowiedział mój głos w głowie i akurat zapaliło się zielone światło. Ruszyłem z piskiem opon, nie myśląc już o niczym. Wywaliłem spalonego papierosa za okno i skręciłem w wąską uliczkę. Stara część Londynu była niby biedna, lecz według mnie magiczna. Zawsze uwielbiałem tu przyjeżdżać i rozmyślać. Było tu tak spokojnie, nie było żadnych gangów tylko spokojni starcy, żyjący tu praktycznie od zawsze. Podwórka były zadbane jak i domy, lecz nie odziewały się w bogactwo. To mi się podobało. Uwierzcie mi, bycie bogatym nie jest idealne. Od małego wychowują Cię, że wszyscy, którzy mają mniej pieniędzy są gorsi, od dzieciństwa wymagają od Ciebie wykształcenia prawie, że najwyższego abyś jak najszybciej mógł prowadzić rodzinny interes. Odkąd pamiętam mój ojciec nie przytulił mnie ani razu. Nawet nie wiem czy we wczesnym dzieciństwie się to zdarzyło. Czasem, gdy rozmyślam o tym wszystkim w taki sposób, żałuję, że nie jestem tym zwykłym człowiekiem, robiącym zakupy w zwykłym sklepie, chodzący w zwykłych ciuchach i żyjący zwykłym życiem. Oczywiście nie mogłem narzekać na dobra materialne ale te uczuciowe już tak. Ich praktycznie nie było. Po półtora godzinnym jeżdżeniu w kółko postanowiłem, że pojadę jeszcze zatankować i pojadę po Arianę.

RYAN'S POV:
-Susanne, zbieraj się! -krzyknąłem w stronę mojej obecnej dziewczyny.
-No już, już...Jeszcze chwilkę. -odkrzyknęła i już po chwili stała z walizką w ręku. -Jestem gotowa!
-To super, chodźmy. -zabierałem Susanne na „wakacje”. Zbliżała się zima, więc bałem się, że potem loty będą często odwoływane z powodu śniegu itd... Postanowiłem, że wylecimy na tydzień do Miami. Stosunkowo dawno tam nie byłem. Ostatni raz byłem tam z Arianą- moją byłą. Bogu dzięki, że mam ją już z głowy. Zawsze była taka „inna”. Miała kasy jak lodu ale nie lubiła się z tym obchodzić. Cholera, ona była wnuczką królowej ale i tak uważała się za zwykłą nastolatkę. Snobka. Będąc z Nią liczyłem na to, że zdobędę choć trochę sławy, ale ona niezbyt często chodziła na imprezy rodzinne, wywiady i inne tego typu sprawy. Dla mnie to chore być tak obrzydliwie sławny u bogaty i udawać, że jest się zwykły.
-Wsiadaj. -powiedziałem do Susanne i otworzyłem jej tylne drzwi od limuzyny. Podałem nasze walizki kierowcy, aby schował je do bagażnika i sam wsiadłem do pojazdu. -I jak gotowa?
-Tak, strasznie się cieszę! -rzuciła się na mnie i zaczęła się do mnie kleić. Nie lubiłem tego, ale musiałem to znieść. Jej ojciec był dosyć sławnym prawnikiem w Londynie, a ja musiałem w końcu zabłysnąć.
Kiedy jechaliśmy w ciszy na lotnisko zauważyłem dobrze znane mi auto. Tylko jedna osoba w Londynie miała takie. To złote auto było widać z odległości 5 km. To Justin Bieber. Był bogatszy ode mnie i nigdy nie mogłem tego zaakceptować jak taki idiota jak on mógł mieć więcej kasy niż ja. Postanowiłem, że trochę się zabawię i pośledzę naszego pana „idealnego”. Nienawidziłem go. Dla mnie był tylko tępym, bez ambicji dzieciakiem. Nie miał nic lepszego niż mam ja. Nie mam pojęcia co widziały w Nim laski. Nie był ani według mnie przystojny ani czarujący. Powiedziałem kierowcy, aby udał się za tym autem i jechał za Nim w bezpiecznej odległości dopóki nie każe mu jechać na lotnisko. Kierowca tylko przytaknął i wykonał moje polecenie. Po 4 min drogi zorientowałem się na jakiej ulicy jesteśmy. Byliśmy w dzielnicy pałacu Ariany. Czy ten chuj jechał do Niej? Nie, to niemożliwe. On? Czy ona spadła aż to tak niskiego poziomu?
-Ha, ha. Popatrz no popatrz Susanne gdzie nasz pan kochaś się zatrzymał. Przed rezydencją panny Ariany. Ciekawe czy zdążył zaliczyć tą cnotkę. -powiedziałem z jadem w głosie. Susanne nie odezwała się ani słowem tylko spojrzała przez szybę.
-Eh, kobiety. -pomyślałem i kazałem zatrzymać się trochę dalej, aby nas nie zauważyli. Po chwili ujrzałem Biebera wysiadającego ze swojego auta i idącego w stronę drzwi wejściowych pałacu. Byłem wręcz zdziwiony, że straże go wpuścili. Mnie nigdy nie chcieli, no chyba, że Ariana po mnie wyszła. Co tu się do cholery dzieje? Po chwili przyglądania się pustemu wejściu, już miałem zamiar odjechać kiedy moim oczom ukazał się oszałamiający widok. Moja szczęka w tamtym momencie leżała chyba gdzieś na podłodze w limuzynie, a moje oczy wyskoczyły z orbit. Księżniczka Ariana szła pod rękę z samym Justinem Bieberem, ubrana w jeansy i zwykła koszulę. Co do cholery? Parsknąłem sam do siebie i analizowałem obraz przede mną. Ariana wsiadała do auta Biebera i już po chwili ruszyli w stronę drogi głównej. Postanowiłem, że wyśle za Nimi mojego kumpla bo nie zamierzałem spóźnić się na samolot.
-Jedź na lotnisko. -rozkazałem kierowcy, po czym wykonałem jeden telefon mający zapewnić naszym gołąbeczką lekką obserwację.

ARIANA'S POV:
Kiedy zauważyłam, że wybiła 13 godzina na moim zegarze ściennym, postanowiłam, że porozmawiam z babcią i mamą o tym z kim wychodzę i gdzie oraz oznajmię Steve'owi, że dziś wyrusza ze mną na miasto. Zeszłam na dół, gdzie zastałam moją mamę i babcię siedzącą w salonie. Mama grała na pianinie, a babcia bacznie się jej przyglądała. Stanęłam koło mamy i zaczęłam się jej przyglądać. Kochała grać i robiła to pięknie.
-Przepraszam, że przeszkadzam ale przyszłam tylko powiedzieć, że wychodzę za godzinkę na miasto i jak wcześniej mówiłam zabieram Steve'a. Wiecie może gdzie on teraz jest? -spytałam bojąc się trochę, że nagle zmienią decyzję o moim wyjściu.
-Nic się nie stało, kochanie. Steve jest gdzieś z tyłu, kręci się w ogródku. Powinnaś go tam znaleźć. A z kim wychodzisz jeśli mogę wiedzieć? -spytała mama, a ja bałam się jej powiedzieć. Co jeśli zabroni mi wyjścia z Justinem? Ale postanowiłam powiedzieć jej prawdę. Co będzie to będzie.
-Wychodzę z Justinem Bieberem, mamo.
-Oh, rozumiem. Tylko uważajcie na siebie. -odpowiedziała mama i zaczęła nadal grać. Babcia uśmiechnęła się tylko lekko do mamy i do mnie i znów skupiła się na grze mamy. Byłam w szoku. Żadnych kazań, zakazów itd.? Wspaniale! Postanowiłam, że oznajmię jeszcze strażom, aby wpuścili Justina i nie musiał mieć problemów z wejściem tutaj. Podeszłam do drzwi wejściowych i oznajmiłam ich, że mają wpuścić Justina Biebera kiedy tu przybędzie. Za każdym razem, przed każdym wejściem na moją posesję pytali się kto kim jest i po co przybywa. Stąd miałam pewność, że będą wiedzieć, która osoba to Justin. Pobiegłam do góry, zapakowałam do torebki parę najpotrzebniejszych rzeczy, poprawiłam moją fryzurę i założyłam moje szpilki. Narzuciłam na siebie pół pudrowo różowy płaszcz i wybrałam się do ogrodu poszukać Steve'a. Nie było trudno go znaleźć, ponieważ siedział na najbliższej ławce przy wejściu do sadu.
-Hej, Steve! -przywitałam się z nim jak zawsze miło. Był moim ulubionym ochroniarzem jak i doradcą. Traktowałam go jak rodzinę.
-Witam Ariano. Czyżbym miał dziś misję? -spytał a ja zaśmiałam się.
-Tak jakby. Wybieram się za chwilkę na miasto z kolegą, dlatego zabieram tylko Ciebie jednego. Wybieramy się do Starbucks'a więc nie chcę mieć obstawy 100 żołnierzy. -odparłam.
-Haha spokojnie. Nie będę Wam przeszkadzał. Jeśli jedziecie do centrum miasta, do Starbucks'a to dobrze się składa, ponieważ pracuję tam moja znajoma. Ja zajmę się rozmową z Nią, a wy będziecie mieć spokój.
-Bardzo, bardzo dziękuje! -krzyknęłam z radości, że okazał mi tyle zrozumienia i przytuliłam go. -Chodź, pojedziesz czarnym SUV-em mojego taty, okej?
-Jasne. -odparł i już po chwili ruszyliśmy w stronę wejścia głównego pałacu. Steve poszedł do garażu po auto, a ja poszłam jeszcze do domu pożegnać się z mamą i babcią. Wchodząc do jadalni zastałam tylko mamę.
-Wychodzę, mamo. Nie powinnam być późno, a jakbym miała się spóźnić to zadzwonię. -oznajmiłam.
-Dobrze. Uważaj na siebie.-odpowiedziała mi mama.
-Pa. -odkrzyknęłam i ruszyłam w stronę korytarza. Nagły widok Justina stojącego u mnie w salonie i rozmawiającego z moją babcią ledwie co nie zwalił mnie z nóg.
-Hej Justin. -powiedziałam w jego stronę, aby mu pomóc. Moja babcia lubiła przepytywać ludzi, zwłaszcza tych, z którymi się zadaję.
-Witaj. -odpowiedział mi z wielkim i szczerym uśmiechem na ustach.
-Babciu, pozwolisz, że już pójdziemy.
-Tak, oczywiście. Bawcie się dobrze. -odpowiedziała mi babcia, a ja wzrokiem pokazałam Justinowi, aby jak najszybciej stamtąd wyszedł zanim babcia by zmieniła zdanie. Kiedy szliśmy już w stronę drzwi, Justin zaczął chichotać.
-Co Cię tak bawi? -spytałam, zdziwiona jego zachowaniem.
-Nic, kompletnie nic. -odpowiedział i jeszcze raz się zaśmiał kiedy otworzył przede mną drzwi.
-Dziękuje. -kiwnęłam w jego stronę i już po chwili zauważyłem, że Justin użyczył mi swojej ręki.
-Dżentelmen. -pomyślałam sama do siebie.
-Ilu twoich ochroniarzy jedzie z Nami? 10? Czy może 8? -powiedział z wyczuwalnym dogryzem w głosie.
-Hej, nie bądź uszczypliwy.-lekko uderzyłam go w ramię. -Dziś tylko jeden, ponieważ wychodzę z Tobą i niemożliwe żebym została napadnięta.
-Tak to racja i AŁŁ... Będę mieć siniaka po twoim mocnym ciosie. -odparł i już po chwili śmialiśmy się razem. Kiedy dotarliśmy do auta Justina, skinęłam do Steve'a żeby jechał za Nami. Brązowooki otworzył przede mną drzwi od pasażera, po czym usiadł na miejsce kierowcy i już mieliśmy ruszać kiedy zauważyłam coś niepokojącego. Obok mojej bramy wjazdowej- nie głównej, lecz tej dla gości i służby- stała czarna limuzyna. Znałam tą rejestrację.
-Ryan. -powiedziałam po cichu mając nadzieję, że Justin tego nie usłyszy.
-Co? Gdzie? -spytał się chłopak, a ja przeklnęłam się w duchu. Postanowiłam, że nie będę go okłamywać i powiem mu o co chodzi.
-Widzisz tą limuzynę? -kiedy przytaknął kontynuowałam. -To limuzyna Ryan'a. Nie mam pojęcia co planuje, ale wiem, że pewnie wyśle kogoś za Nami. Znam go. Pamiętam jak zobaczył swoją byłą dziewczynę u boku jakiegoś chłopaka i wysłał za Nimi jakiegoś kolegę czy coś, który przeszkadzał im cały dzień. Nienawidzę dupka. Ugh. Przepraszam Justin ale dzisiejszy wyjazd chyba musimy odwołać. Nie chcę żeby on go zniszczył.
-Nie martw się. Żaden dupek nie zepsuje Nam dziś humoru. Jest z Nami twój ochroniarz, więc wystarczy, że powiesz słowo, a każdy w Londynie schowa się do swojego domu. Poza tym jesteś ze mną, a ja mam swoje sposoby na ludzi. Nie przejmuj się. -odparł i dodał mi otuchy.
-Dobrze, dziękuje. -odpowiedziałam i ruszyliśmy w drogę do Starbucks'a. Miałam jednak wielką nadzieję, że Ryan tym razem nie wtrąci się i nie narobi problemów.

14 komentarzy:

  1. Super rozdział ! Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogolnie bardzo fajnie, mam nadzieje ze nastepny bedzie niedlugo :) moglabys nam zrobic prezent na swieta i dodac juz jutro :p :* <3

    Mam tylko jedno pytanie... dlaczego "nimi" piszesz z duzej litery?

    Okeej,
    X.O.X.O.
    PS. Your forever.

    OdpowiedzUsuń
  3. super :D
    ~karina

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział z niecierpliwością czekam na kolejny <3
    Wam też życzę Wesołych Świąt i wystrzałowego sylwestra ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne ! Czekam na następny i zapraszam do siebie http://love-is-sweet-mystery.blogspot.com ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. czekam na nastepny:) /pati

    OdpowiedzUsuń
  7. "Ariana to szesnastoletnia dziewczyna, której największym problemem jest jedzenie, a raczej niechęć do jedzenia. Przy wadze 48 kilogramów zamierza schudnąć jeszcze kolejne osiem. W dodatku wyjeżdża na wycieczkę z klasą maturalną, gdzie poznaje nowych ludzi i... Nialla - kapitana szkolnej drużyny futbolowej, który wdaje się w posiadanie jej galerii zdjęć w bieliźnie. Od tej pory, oprócz walki z zaburzeniami odżywiania musi też radzić sobie z chłopakiem, który zaczyna ją szantażować."

    Zapraszam :)
    http://keep-hush.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny *,* Czekam na następny♡

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak jak pozostałe rozdziały jest świetny! Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
    not-everything-is-so-easy-xoxo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział! Oby Rayan nie namieszal. . Kiedy NN?

    OdpowiedzUsuń
  11. Już minęły 2 miesiące od ostatniego rozdziału , czas na następny

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy jest planowany kolejny rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
  13. kiedy nastepny prosze te opowiadanie jest super

    OdpowiedzUsuń